DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
indeks | antologia religijna | antologia filozoficzna | filozofia nauki
PLATON
Sofista
przełożył Władysław Witwicki, fragmenty
[262D-264B]
Gość: Ty może mówisz to, że słowa, które są ułożone w szereg i coś mówią, trzymają się kupy, a te, które swym zestawieniem obok siebie nic nie oznaczają, nie trzymają się kupy.
Teajtet: Jak to, coś to ty powiedział?
Gość: To, co, zdawało mi się, miałeś na myśli, kiedyś się zgodził. Bo mamy chyba dwa rodzaje sposobów wyrażania tego, co istnieje.
Teajtet: Jak to?
Gość: Jedne się nazywają rzeczownikami, a drugie czasownikami.
Teajtet: Wyjaśnij jedno i drugie.
Gość: No, wyraz oznaczający czynności nazywamy chyba czasownikiem.
Teajtet: Tak.
Gość: A znak słowny na oznaczenie tych, którzy te czynności wykonują, to rzeczownik.
Teajtet: Zupełnie tak.
Gość: Nieprawdaż? Z samych tylko rzeczowników wymawianych jeden po drugim, nigdy się nie zrobi zdanie, ani z czasowników, wymawianych bez użycia rzeczowników.
Teajtet: Tego nie zrozumiałem.
Gość: To widać, że co innego miałeś na myśli, kiedyś się przed chwilą zgodził. Bo ja to samo chciałem powiedzieć, że jak w ten sposób mówić jednym ciągiem, to jeszcze nie jest zdanie.
Teajtet: Jak?
Gość: Na przykład chodzi, biegnie, śpi i inne czasowniki, które oznaczają czynności — choćby je ktoś wszystkie po kolei wypowiedział, to jeszcze zdania nie zrobi.
Teajtet: No bo jak?
Gość: Nieprawdaż? I znowu, gdyby mówił: lew, jeleń, koń i inne C rzeczowniki wymieniał, tych, co czynności spełniają, to i z takiego zestawienia w żaden sposób żadne się zdanie nie zbuduje. Bo te słowa ani w ten sposób zestawione, ani w tamten, żadnej czynności ani bezczynności, ani istnienia bytu ani niebytu nie wyrażają, zanim ktoś do rzeczowników nie domiesza czasowników. Wtedy to się zaczyna trzymać kupy i robi się zdanie — chociażby pierwsze i najmniejsze zdanie.
Teajtet: Jak ty to mówisz?
Gość: Kiedy ktoś powie: "człowiek się uczy", to ty powiesz, że to jest zdanie — najmniejsze — i pierwsze?
Teajtet: Tak jest.
Gość: Bo to już coś wypowiada o tym, co istnieje albo staje się, albo się stało, albo się ma stać, i ono nie tylko wymienia, ale coś określa, splatając czasowniki z rzeczownikami. Dlategośmy powiedzieli, że już coś mówi, a nie tylko wymienia, i nazwaliśmy ten splot zdaniem.
Teajtet: Słusznie.
Gość: Więc tak samo, jak rzeczy jedne pasowały do siebie, a drugie nie, tak i znaki słowne jedne nie przystają do siebie, a drugie pasują i tworzą zdanie.
Teajtet: Ze wszech miar.
Gość: A jeszcze taki drobiazg.
Teajtet: Jaki?
Gość: Zdanie, jeżeli już jest, to musi czegoś dotyczyć, a nie może dotyczyć niczego.
Teajtet: Tak.
Gość: Nieprawdaż? I musi mieć pewną jakość?
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Więc uważajmy jeden na drugiego.
Teajtet: No, trzeba.
Gość: Więc ja ci powiem zdanie, zestawię rzecz z czynnością za pomocą rzeczownika i czasownika. A czego by to zdanie dotyczyło, to mi powiedz.
Teajtet: Będzie tak, ile możności.
Gość: Teajtet siedzi. Chyba to niedługie zdanie?
Teajtet: Nie. Takie w sam raz.
Gość: Więc twoja rzecz powiedzieć, o czym ono jest i czego dotyczy.
Teajtet: Jasna rzecz, że o mnie i mnie dotyczy.
Gość: A co będzie z takim zdaniem?
Teajtet: Z jakim?
Gość: Teajtet, z którym ja teraz rozmawiam, lata.
Teajtet: I o tym zdaniu nikt nie może powiedzieć inaczej, jak tylko to, że ono dotyczy mnie i mówi o mnie.
Gość: A mówimy, że każde zdanie musi mieć pewną jakość.
Teajtet: Tak.
Gość: A z tych dwóch zdań jaką każdemu trzeba przyznać jakość?
Teajtet: Jedno z nich chyba fałszywe, a drugie prawdziwe.
Gość: To prawdziwe z nich
mówi o tobie coś tak, jak jest.
Teajtet: No tak.
Gość: A to fałszywe mówi coś innego, niż jest.
Teajtet: Tak.
Gość: Więc o czymś, czego nie ma, mówi tak, jakby to istniało.
Teajtet: Jakoś tak.
Gość: Zatem, mówi o tobie coś innego, niż jest. Bo mówiliśmy, że każdego dotyczy jakoś wiele z tego, co jest, i wiele z tego, czego nie ma.
Teajtet: Całkowicie.
Gość: To drugie zdanie, które powiedziałem o tobie, to według naszego określenia, co to jest zdanie, z konieczności musi być jednym z najkrótszych zdań.
Teajtet: W tej chwili przecież zgodziliśmy się co do tego.
Gość: A potem, że dotyczy czegoś.
Teajtet: Tak.
Gość: A jeżeli nie dotyczy ciebie, to i nikogo innego.
Teajtet: Jakżeby?
Gość: Gdyby nie dotyczyło niczego, to w ogóle nie byłoby zdaniem. Bośmy pokazali, że niemożliwością jest, żeby coś było zdaniem, a nie dotyczyło niczego.
Teajtet: Zupełnie słusznie.
Gość: Więc to, co mówi o tobie, ale podaje coś innego jako to samo i coś nie istniejącego jako coś istniejącego — taka grupa słów, zbudowana z czasowników i z rzeczowników, to będzie, zdaje się, istotnie i naprawdę zdanie fałszywe.
Teajtet: Najzupełniejsza prawda.
Gość: No cóż tedy? Czy nie jest już rzeczą jasną, że myśl i sąd, i wydawanie się, że te wszystkie trzy rodzaje rodzą się w naszych duszach fałszywe i prawdziwe?
Teajtet: Jak?
Gość: Łatwiej to zrozumiesz w ten sposób, jeżeli naprzód pojmiesz, co to jest każde z nich i czym się każde z nich różni od innych.
Teajtet: Dawaj tylko.
Gość: Nieprawdaż, myśl i zdanie to jedno i to samo. Tylko że wewnętrzna rozmowa duszy samej z sobą, odbywająca się bez głosu — to się u nas nazywa myślą.
Teajtet: Tak jest.
Gość: A ten strumień, który od niej idzie przez usta i brzmi, nazywa się zdaniem?
Teajtet: Prawda.
Gość: A pośród zdań wiemy, że jest...
Teajtet: Co takiego?
Gość: Twierdzenie i przeczenie.
Teajtet: Wiemy.
Gość: Więc kiedy się to w duszy robi w milczeniu i w myśli, czy umiesz to wtedy nazwać inaczej niż sądem?
Teajtet: Jakżeby?
Gość: A co, jeśli znowu na kogoś przyjdzie taki stan, nie sam z siebie, ale za pośrednictwem wrażeń zmysłowych, czy można to słusznie nazwać czymś innym, a nie wydawaniem się?
Teajtet: Niczym innym.
Gość: Nieprawdaż, skoro zdanie jest prawdziwe i fałszywe, a myśl okazała się rozmową duszy samej z sobą, a sąd wykończeniem myśli, i to, co to mówimy "wydaje się", to jest połączenie wrażenia zmysłowego i sądu — to z konieczności, ponieważ i te rzeczy są spokrewnione ze zdaniem, więc muszą niektóre z nich niekiedy być fałszywe.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Więc widzisz, że fałszywy sąd i zdanie fałszywe znalazły się prędzej, niżeśmy się spodziewali. Baliśmy się przed chwilą, czy może nie podejmujemy się daremnej roboty, szukając tego.
Teajtet: Widzę.
[246A-259B]
XXXIII Gość: Myśmy nie przeszli wszystkich, którzy się wymądrzają na temat bytu i niebytu, ale dość już i tego. Trzeba z kolei zobaczyć tych, którzy mówią inaczej, żebyśmy się od wszystkich dowiedzieli, że czy to chodzi o byt, czy o niebyt, wcale nie jest łatwiej powiedzieć, czym właściwie jest jedno lub drugie.
Teajtet: Nieprawdaż, trzeba pójść i do tych.
Gość: O tak. Tam między nimi, zdaje się, wre jakaś walka olbrzymów; tak się kłócą jedni z drugimi o istnienie.
Teajtet: Jak to?
Gość: Jedni z nich z nieba i ze świata niewidzialnego wszystko na ziemię ściągają, po prostu rękami skały i drzewa obejmując. Bo, dotykając wszystkich takich rzeczy, upierają się przy tym, że istnieje to tylko, co można uderzyć i czego można jakoś dotknąć, określają ciało i istnienie jako jedno i to samo, a jeżeli ktoś inny powie, że istnieje coś, co ciała nie ma, gardzą nim w ogóle i nie chcą już niczego dalej słuchać.
Teajtet: Doprawdy straszne typy wymieniłeś. Ja już niejednego takiego spotkałem.
Gość: Toteż ci, co z nimi walczą, bardzo ostrożnie dla swej obrony, z góry, ze świata niewidzialnego, skądś tam ściągają jakieś tylko dla umysłu dostępne i bezcielesne idee (postacie) i twierdzą uparcie, że one są tym, co istnieje naprawdę. A tamte ich ciała i tę tak zwaną przez tamtych prawdę na drobne kawałki w dyskusjach kruszą i nazywają to dziedziną powstawania, która wciąż jest w ruchu, a nie: dziedziną istnienia. I o to, Teajtecie, toczy się między nimi wiecznie niesłychana walka.
Teajtet: To prawda.
Gość: Więc od obu stron po kolei weźmy sprawozdanie o tym, co one zakładają jako istnienie.
Teajtet: Więc jak my je dostaniemy?
Gość: Od tych, którzy je przyjmują w ideach, łatwiej je dostać. Bo ci są łagodniejsi. Ale od tych, którzy wszystko gwałtem do ciała ściągają, trudniej. A może nawet to będzie po prostu niemożliwe. Ja jednak myślę, że z nimi tak trzeba zrobić.
Teajtet: Jak?
Gość: Przede wszystkim, gdyby to tylko było jakoś możliwe, zrobić ich rzeczywiście lepszymi. A jeżeli się nie da, to zróbmy ich takimi w myśli i załóżmy, że oni by chcieli odpowiadać poprawniej niż to robią teraz. Bo więcej znaczy to, na co się zgodzą ludzie lepsi, niż to, na co gorsi. Ale my się o to nie troszczymy, tylko szukamy prawdy.
Teajtet: Zupełnie słusznie.
Gość: Więc ich poproś, skoro się poprawili, żeby ci odpowiadali, a ty tłumacz to, co oni powiedzą.
Teajtet: Tak będzie.
Gość: Więc niech powiedzą, czy twierdzą, że istnieje jakaś śmiertelna istota żywa.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: A czy zgadzają się, że to jest ciało, w którym jest dusza?
Teajtet: Tak jest.
Gość: Przyjmują, że pewien byt jest duszą?
Teajtet: Tak.
Gość: No cóż? A czy nie mówią, że jedna dusza jest sprawiedliwa, a druga niesprawiedliwa, i jedna rozumna, a druga głupia?
Teajtet: No tak.
Gość: A czy to nie dzięki posiadaniu sprawiedliwości, przez to, że jest w niej sprawiedliwość, staje się taką każda dusza, a gdy w niej tkwi coś przeciwnego, robi się przeciwna?
Teajtet: Tak. Oni się zgodzą i na to.
Gość: A czy zgodzą się, że to, co może w czymś tkwić lub nie tkwić, jest czymś w każdym razie?
Teajtet: No, oni to przyznają.
Gość: Więc jeśli istnieje sprawiedliwość i rozum, i inne dzielności, oraz ich przeciwieństwa, i jeśli istnieje dusza, w której te rzeczy tkwią, czy oni mówią, że coś z tego jest widzialne i dotykalne, czy też, że to wszystko jest niewidzialne?
Teajtet: Bodaj że to wszystko jest niewidzialne.
Gość: A jeżeli chodzi o takie rzeczy, to mówią, że coś z nich ma ciało?
Teajtet: Na to pytanie oni w ogóle nigdy nie odpowiadają jednakowo. Uważają, że tylko dusza ma jakieś ciało, a jeżeli chodzi o rozum i te inne rzeczy, wymienione w twoim pytaniu, to wstydzą się; nie mają odwagi powiedzieć ani tego, że te rzeczy nie istnieją, ani się upierać przy tym, że to wszystko są ciała.
Gość: To dla nas już jasne, Teajtecie, że się ci ludzie poprawili, bo takie rodzime typy spośród nich, co to wyrosły z ziemi i ze smoczych zębów, ci by się nie wstydzili żadnego z tych twierdzeń, utrzymywaliby uparcie, że w ogóle nie istnieje nic, czego nie potrafią zdusić w rękach.
Teajtet: Mówisz mniej więcej to, co oni myślą.
Gość: Więc zapytajmy ich na nowo. Bo jeżeli zechcą się zgodzić na jakiś, choćby i niewielki, byt bezcielesny, to wystarczy. Niech powiedzą, co jest wspólne i tym rzeczom, i tym, które mają ciało z nimi od urodzenia zrosłe, i co oni pod uwagę biorą mówiąc, że jedne i drugie istnieją. Może być, że nie będą wiedzieli, co odpowiedzieć, to uważaj, kiedy im zaproponujemy, może by zechcieli przyjąć i zgodzić się, że byt jest czymś takim.
Teajtet: Jakim? Powiedz! Zaraz będziemy wiedzieli.
Gość: Więc mówię, że to, co posiada jakąkolwiek możność — czy to żeby zmienić cokolwiek dowolnej natury, czy też żeby doznać choćby czegoś najdrobniejszego pod wpływem czegoś najdrobniejszego, i to choćby tylko raz jeden — że to wszystko istotnie istnieje. Bo taką daję definicję określającą byt: to nie jest nic innego, jak tylko możność.
Teajtet: No, oni sami na razie nie umieją podać lepszej, więc przyjmą i tę.
Gość: Pięknie. Może być, że kiedyś później i nam, i im rzecz się będzie przedstawiała inaczej. Więc jeżeli chodzi o tych, to zostańmy przy tym stanowisku, tutaj wspólnie przyjętym.
Teajtet: Zostajemy.
Gość: A do tych drugich pójdźmy, do przyjaciół idei. A ty nam tłumacz stanowisko także i tych.
Teajtet: Tak będzie.
Gość: Wy rozróżniacie jako coś oddzielnego: powstawanie i istnienie? Czy tak?
Teajtet: Tak.
Gość: I mówicie, że my ciałem za pośrednictwem wrażeń zmysłowych uczestniczymy w powstawaniu, a za pośrednictwem rozumu uczestniczymy duszą w istotnym bycie, o którym mówicie, że jest zawsze taki sam pod tym samym względem, a powstawanie jest raz takie, a raz inne.
Teajtet: No, mówimy tak.
Gość: A to uczestniczenie, moi najlepsi, jak mamy to rozumieć? Wy to mówicie o jednych i o drugich. Czy nie tak, jak użyliśmy przed chwilą tego wyrazu.
Teajtet: Jak?
Gość: To jest stan bierny albo stan czynny, wynikający z jakiejś możności, kiedy się jedno zejdzie z drugim. Może być Teajtecie, że ty nie dosłyszysz ich odpowiedzi na to pytanie, a ja lepiej, bom przywykł.
Teajtet: Więc jaką oni myśl wypowiadają?
Gość: Oni się z nami nie zgadzają w tym, cośmy przed chwilą powiedzieli synom ziemi o istnieniu.
Teajtet: W czym?
Gość: Myśmy podali jako wystarczające określenie bytów, jeżeli czemuś przysługuje możność, żeby doznawać albo działać, choćby w najdrobniejszej mierze?
Teajtet: Tak.
Gość: Oni na to mówią, że w powstawaniu tkwi możność doznawania i działania, a do istnienia nie pasuje możność ani jedna, ani druga.
Teajtet: Czyż w ten sposób mówią coś do rzeczy?
Gość: My na to musimy powiedzieć, że pragniemy się od nich jeszcze dowiedzieć dokładniej, czy się oprócz tego nie zgodzą, że dusza poznaje, a byt jest poznawany.
Teajtet: Przecież oni to mówią.
Gość: No cóż? A poznawać i być poznawanym wy to nazywacie stanem czynnym, czy biernym, czy jednym i drugim? Czy też jedno to stan bierny, a drugie — czynny? Czy też ani jedno, ani drugie nie uczestniczy w niczym takim?
Teajtet: Jasna rzecz, że ani jedno, ani drugie w niczym takim. Bo inaczej mówiliby coś sprzecznego z tym, co przed chwilą.
Gość: Ja rozumiem; tyle przynajmniej, że jeśli poznawanie będzie czynnością, to w stanie biernym zostawać musi to, co jest poznawane. Więc byt, według tego poglądu, ponieważ jest przedmiotem poznawania dla intelektu, musi, o ile jest poznawany, o tyle zostawać w ruchu, ponieważ doznaje czegoś, a twierdzimy, że to by się nigdy dziać nie mogło z czymś, co by zostawało w spokoju.
Teajtet: Słusznie.
Gość: No cóż tam, na Zeusa? Czy my się naprawdę damy tak łatwo przekonać, że byt bezwzględny i doskonały nie ma w sobie ruchu i życia, i duszy, i rozumu, że ani nie żyje, ani nie myśli, tylko uroczysty i święty, bez rozumu i bez ruchu, trwa na miejscu?
Teajtet: Tobyśmy się na straszny pogląd zgodzili. Doprawdy, Gościu.
Gość: Więc powiemy, że rozum ma, tylko życia nie?
Teajtet: Jakże tak?
Gość: Więc powiemy, że jest w nim i jedno, i drugie, tylko że on ich nie ma w duszy?
Teajtet: A w jakiż inny sposób mógłby je mieć?
Gość: Więc niby, że ma rozum i życie, i duszę, tylko że całkowicie nieruchomo stoi, choć ma duszę w sobie?
Teajtet: To mi się wszystko wydaje bez sensu.
Gość: Więc trzeba przyznać, że i to, co się porusza, i ruch istnieje.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Więc wynika, Teajtecie, że jeśli ruch nie istnieje, to dla nikogo nie ma nigdy nigdzie rozumnego poznania.
Teajtet: Całkowicie.
Gość: No tak, ale jeżeli znowu przyznamy, że wszystko się rusza i lata, to tym poglądem również usuniemy z dziedziny bytu rozum.
Teajtet: Jak?
Gość: Czy ty myślisz, że tożsamość i niezmienność przedmiotu może kiedykolwiek powstać bez stanu spoczynku?
Teajtet: Nigdy.
Gość: No cóż? I bez tego, czy widzisz gdziekolwiek, żeby rozum istniał lub powstawał?
Teajtet: Bynajmniej.
Gość: A z takim człowiekiem trzeba walczyć przy pomocy wszelkich argumentów, który ruguje wiedzę albo rozum, albo umysł, a upiera się przy jakimkolwiek twierdzeniu.
Teajtet: Bardzo energicznie.
Gość: Więc filozof, który te rzeczy ceni najwyżej, powinien, wobec tego, bezwzględnie nie zgadzać się ani z tymi, którzy przyjmują jedną albo więcej idei i pojmują wszechświat jako stojący, a wcale nie powinien słuchać tych, którzy byt na wszelki sposób w ruch wprowadzają, tylko powinien — tak jak się dzieci modlą: "wszystko, co się rusza i co się nie rusza" — bytowi i wszem rzeczom przypisywać i ruch, i spoczynek.
Teajtet: Święta prawda.
Gość: Więc cóż? Czy już widać, żeśmy należycie myślą ogarnęli byt?
Teajtet: Tak jest.
Gość: Ach, doprawdy, Teajtecie, ja mam wrażenie, że my teraz dopiero poznamy beznadziejność rozważań na ten temat.
Teajtet: Co znowu i co też ty mówisz?
Gość: Poczciwa duszo! Czy nie widzisz, że teraz jesteśmy na dnie niewiedzy o bycie, a zdaje się nam, że coś o nim mówimy do rzeczy? Nam samym.
Teajtet: No, mnie się tak wydaje. Ale jak to się właściwie stało, że my o tym swoim stanie nie wiemy, w tym się nie bardzo orientuję.
Gość: Przypatrzże się jaśniej i zobacz, czy przyjmując wspólnie to stanowisko teraz nie moglibyśmy się słusznie narazić na to samo pytanie, któreśmy wtedy zadali tym, co to mówią, że wszystko jest czymś ciepłym i czymś zimnym.
Teajtet: Jakie pytanie? Przypomnij mi.
Gość: Tak jest. Ja spróbuję to zrobić i zapytam ciebie tak samo, jak ich wtedy, abyśmy się też trochę posunęli naprzód.
Teajtet: Słusznie.
Gość: No niech tam. Czy ty nie uważasz, że ruch i spoczynek to największe przeciwieństwa wzajemne?
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: No tak. I mimo to mówisz, że istnieją oba razem i każde z osobna?
Teajtet: No, mówię przecież.
Gość: Czy ty mówisz, że porusza się jedno i drugie razem i każde z osobna, kiedy przyjmujesz, że istnieją?
Teajtet: W żaden sposób.
Gość: Więc mówisz, że oba stoją, twierdząc, że oba istnieją?
Teajtet: Jakim sposobem?
Gość: Więc byt uważasz w duszy za coś trzeciego, co obejmuje i spoczynek, i ruch; zbierasz je razem i zważywszy, że one uczestniczą w istnieniu, mówisz o nich obu, że istnieją?
Teajtet: Kto wie, może być, że my naprawdę odgadujemy byt jako coś trzeciego, kiedy mówimy, że ruch i spoczynek istnieją.
Gość: Zatem nie ruch i spoczynek, razem wzięte, stanowią byt, tylko byt to jest coś od nich różnego.
Teajtet: Zdaje się.
Gość: Więc jeżeli chodzi o jego własną naturę, to byt ani nie stoi, ani się nie rusza.
Teajtet: Chyba tak.
Gość: Więc dokąd jeszcze powinien swoją myśl obrócić ktoś, kto sobie chce coś jasnego ustalić o bycie?
Teajtet: Rzeczywiście, dokąd?
Gość: Mam wrażenie, że już w żadną stronę nie jest łatwo. Bo jeżeli się coś nie rusza, to jakże nie ma zostawać w spoczynku? Albo to, co w żadnym sposobie nie stoi, jakże powiedzieć, że się nie rusza? A tu się nam byt pokazuje poza jednym i drugim. Czy to jest rzecz możliwa?
Teajtet: Ależ to najbardziej niemożliwe ze wszystkich niemożliwości.
Gość: Zatem to sobie warto przypomnieć w dodatku.
Teajtet: Co takiego?
Gość: Że kiedy nas zapytano, co właściwie należy oznaczać mianem niebytu, znaleźliśmy się w kłopocie niesłychanym. Pamiętasz?
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: A jesteśmy chyba w nie mniejszym, kiedy idzie o byt?
Teajtet: Mnie się, Gościu, wydaje, że jeśli tak można powiedzieć, jesteśmy w kłopocie jeszcze większym.
Gość: Zatem ta sprawa niech tu leży nie rozwiązana. Ale ponieważ i byt, i niebyt zarówno w jednakich mętach toną, więc świta promyk nadziei, że o ile się jedno lub drugie z nich okaże bardziej mętne albo bardziej jasne, tak samo się przedstawi i drugie. A jeżeli ani jednego, ani drugiego dojrzeć nie potrafimy, to jednak tę rozmowę, jak tylko będziemy mogli najprzyzwoiciej dla nich obu, doprowadzimy do końca.
Teajtet: Pięknie.
Gość: Więc powiedzmy, jak też to się dzieje, że my zawsze jedno i to samo nazywamy wieloma nazwami.
Teajtet: Na przykład co? Przykład podaj.
Gość: Więc powiedzmy: człowiekowi nadajemy liczne tam nazwy, przypisując mu barwy i kształty, i wielkości, i wady, i zalety; w tych zwrotach i w setkach takich innych mówimy nie tylko to, że on jest człowiekiem, ale też, że jest dobry i jakiś tam inny. W ten sam sposób o każdym danym przedmiocie, zakładając, że jest jeden, mówimy wiele rzeczy z pomocą wielu orzeczników.
Teajtet: To prawda.
Gość: I w ten sposób, mam wrażenie, zgotowaliśmy ucztę dla młodych ludzi i dla starszych panów, tych, którzy się późno uczyć zaczęli. Bo zaraz każdemu łatwo się uczepić, że to niemożliwe, żeby wiele było jednym, a jedno żeby było i tym i owym, więc się bawią i nie pozwalają mówić, że człowiek jest dobry, tylko że dobry jest dobry, a człowiek jest człowiek. Spotykasz, Teajtecie, nieraz, jak sądzę, takich, którzy tego rodzaju rzeczy serio biorą. Nieraz i starsi ludzie z powodu ubóstwa umysłowego podziwiają takie koncepty i zdaje się im, że coś strasznie mądrego w tym pomyśle wynaleźli.
Teajtet: Tak jest.
Gość: Więc żeby się rozprawić ze wszystkimi, którzy kiedykolwiek coś mówili o istnieniu, chociażby coś nieznacznego, niech to, co teraz powiemy w formie pytań, pójdzie pod ich adresem i tych innych, z którymiśmy przedtem rozmawiali.
Teajtet: Więc co to takiego?
Gość: Czy my nie mamy doczepiać istnienia ani do ruchu i spoczynku, ani też nic innego do niczego innego, ale mamy przyjmować, że byty nie mają się z sobą mieszać i jeden nie może w drugim uczestniczyć, czy mamy ściągnąć wszystko — do tego samego, bo wszystko może uczestniczyć we wszystkim? Czy też jedne rzeczy tak, a drugie nie? Czy moglibyśmy powiedzieć, Teajtecie, którą z tych ewentualności oni wybiorą?
Teajtet: Ja tam w ich imieniu nie mam na to żadnej odpowiedzi.
Gość: A czemu byś nie miał na to odpowiadać po jednemu i patrzeć, co za każdym razem wyniknie.
Teajtet: Dobrze mówisz.
Gość: Więc przyjmijmy, jeżeli chcesz, naprzód, że oni mówią tak: nic nie może mieć żadnej wspólności z niczym. Nieprawda, że wtedy ruch i spoczynek w żaden sposób nie będą miały udziału w istnieniu?
Teajtet: No, nie będą.
Gość: No cóż? A czy jeszcze będzie którekolwiek z nich, jeżeli nie będzie miało udziału w istnieniu?
Teajtet: Nie będzie.
Gość: I zaraz ta nasza uchwała przewróciła wszystko do góry nogami. Zdaje się, że obaliła i stanowisko tych, którzy wszystko w ruch puszczają, i tych, którzy wszystko jako jedność trzymają w spoczynku, i tych, co przyjmują idee i sądzą, że są niezmienne i wieczne. Bo oni wszyscy przyczepiają to "istnieć, być". Jedni, mówiąc, że wszystko jest istotnie w ruchu, drudzy, że ono jest istotnie w spoczynku!
Teajtet: No, całkowicie tak.
Gość: Ale i ci, co to raz zbierają wszystko do kupy, a raz rozdzielają, czy to w jedną zbierają całość i jedną na nieskończoną ilość pierwiastków rozdzielają, czy też ją na skończoną ilość pierwiastków rozbierają i z tych ją znowu składają — wszystko jedno, czy zakładają, że to się dzieje kolejno, czy stale tak — oni w tym wszystkim nie mówią nic do rzeczy, jeżeli nie istnieje żadne mieszanie się.
Teajtet: Słusznie.
Gość: Więc najzabawniejsze ze wszystkich stanowisko zajmowaliby ci, którzy niczego nie pozwalają nazywać inaczej, co uczestniczy w jakimś innym stanie.
Teajtet: Jak to?
Gość: Przecież w odniesieniu do każdej rzeczy muszą się posługiwać słowem "być" i "osobno", i "od innych", i "samo dla siebie", i setkami innych. Nie mają siły powstrzymać się od nich i nie przyczepiać ich, kiedy mówią. Nie potrzeba im, żeby ich ktoś inny zbijał; mają, jak to się mówi, wroga we własnym domu. On się z nich samych, im samym na przekór, odzywa i tak go wciąż w sobie noszą jak jakiegoś osobliwego Euryklesa.
Teajtet: To zupełnie podobne, to, co mówisz, i to prawda.
Gość: A co, gdybyśmy wszystkiemu zostawili możność uczestniczenia w sobie nawzajem?
Teajtet: To już nawet i ja potrafię rozwiązać.
Gość: Jak?
Teajtet: Że sam ruch stanąłby zaraz bezwarunkowo, a sam spoczynek odwrotnie: zacząłby się ruszać, gdyby jedno wpadło na drugie.
Gość: Ale to przecież najbardziej bezwzględna konieczność wyklucza, żeby ruch stał i żeby się stan spoczynku poruszał.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Więc zostaje tylko to trzecie.
Teajtet: Tak.
Gość: Więc jedna z tych trzech ewentualności musi zachodzić: Albo wszystko się może mieszać ze wszystkim, albo nic z niczym, albo jedne rzeczy z drugimi tak, a inne nie.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: A pokazało się, że dwie ewentualności są niemożliwe.
Teajtet: Tak.
Gość: Więc kto chce dać słuszną odpowiedź, przyjmie ewentualność pozostałą.
Teajtet: Całkowicie.
Gość: Więc kiedy jedne rzeczy chcą się łączyć, a drugie nie chcą, to z nimi jest mniej więcej tak, jak z literami. Bo jedne z nich też jakoś nie pasują do siebie nawzajem, a inne pasują.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: A samogłoski w odróżnieniu od innych liter, niby oś wiążąca, między wszystkimi literami poruszają się tak, że bez jakiejś samogłoski żadna inna litera nie może pasować do drugiej.
Teajtet: Z pewnością.
Gość: Więc to każdy wie, jakie litery mogą się wiązać z jakimi, czy też potrzeba umiejętności, żeby to móc robić należycie?
Teajtet: Umiejętności.
Gość: Jakiej?
Teajtet: Gramatyki.
Gość: No cóż? A z wysokimi i niskimi dźwiękami czy nie to samo? Komu umiejętność pozwala rozpoznawać te, co się mieszają, i te, co nie, ten jest muzyk, a kto się na tym nie zna — ten niemuzykalny.
Teajtet: Tak.
Gość: I w innych umiejętnościach i nieumiejętnościach znajdziemy inne podobne stosunki.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: No cóż? Skorośmy się zgodzili, że z mieszaniem się rodzajów jest tak samo, czy nie potrzebuje pewnej wiedzy, żeby się móc posuwać w dyskusji, ten, kto by miał słusznie pokazać, jakie rodzaje zgadzają się z jakimi, a jakie się nawzajem nie znoszą? I w ogóle, czy niektóre z nich nie obejmują innych tak, że te się mogą mieszać, i na odwrót, kiedy się rodzaje trzymają z daleka, czy inne nie są powodem tego rozdzielenia?
Teajtet: Jakże się to może obejść bez wiedzy? Do tego potrzeba wiedzy, bodaj że największej.
Gość: Jakże my ją nazwiemy, Teajtecie? A możeśmy, na Zeusa, nieświadomie wpadli na wiedzę ludzi wolnych i kto wie, czy szukając sofisty nie znaleźliśmy filozofa.
Teajtet: Jak mówisz?
Gość: Dzielić rzeczy na rodzaje i ani tego samego gatunku rzeczy nie brać za inny, ani innego za ten sam, czy nie powiemy, że to rzecz wiedzy dialektycznej?
Teajtet: Tak jest. Powiemy.
Gość: Nieprawdaż? Kto to robić potrafi, ten należycie dostrzega, jak się jedna postać ciągnie poprzez wiele rodzajów, chociaż każdy z nich leży osobno. I jak wiele różnych od siebie jedna postać z zewnątrz obejmuje i jak się jedna poprzez wiele rodzajów w jedno łączy, i jak się ich wiele wyróżnia, określonych z każdej strony. Na tym polega wiedza, która pozwala rozstrzygać o każdym rodzaju, czy i jak on się może wiązać z innym, czy też i jak nie.
Teajtet: Ze wszech miar.
Gość: A umiejętność dialektyczną, zdaje mi się, przyznasz nie komu innemu, tylko temu, kto się oddaje filozofii czysto i sprawiedliwie!
Teajtet: Jakżeby ją ktoś mógł przyznać komuś innemu?
Gość: Zatem filozofa i teraz, i później w jakimś takim miejscu odnajdziemy, jeżelibyśmy go szukali. Jasno go zobaczyć też nie jest łatwo. Ale inna jest trudność z sofistą, a inna z nim.
Teajtet: Jak to?
Gość: Jeden ucieka w mroki niebytu, przystosowany do nich zawodowo — tam jest tak ciemno, że rozpoznać go trudno. Czy nie?
Teajtet: Zdaje się.
Gość: A filozof w swoich rozumowaniach oddaje się zawsze oglądaniu postaci bytu wiecznego. Koło niego znowu jest tak jasno, że w żaden sposób dojrzeć go niełatwo. Duchowe oczy szerokich kół nie potrafią strzymać tego, co boskie, i słabną.
Teajtet: Zdaje się, że i to tak jest. Nie mniej niż tamto.
Gość: Nieprawdaż, o filozofie pogadamy sobie niezadługo jaśniej, jeżeli się nam jeszcze zechce. A jeżeli chodzi o sofistę, to chyba jasne, że nie trzeba ustawać, zanim go należycie nie obejrzymy.
Teajtet: Dobrześ powiedział.
Gość: Otóż, skorośmy się zgodzili, że jedne rodzaje chcą się wiązać z drugimi, a inne nie, i jedne mało co, a inne w wielu wypadkach, a innym jeszcze nawet nic nie przeszkadza doczepiać się do wszystkich rodzajów — to pójdźmy trochę naprzód w naszej rozmowie i popatrzmy w tę stronę; nie zajmujmy się wszystkimi postaciami, abyśmy się nie zgubili w tej ciżbie, tylko wybierzmy sobie naprzód niektóre z tych tak zwanych największych i popatrzmy naprzód, jaka jest każda z nich, a potem, jaką ma możność wiązania się z innymi, żebyśmy, jeśli już bytu i niebytu nie potrafimy uchwycić z zupełną jasnością, jednak nie byli pozbawieni wszelkiego ich ujęcia, o ile tylko na to pozwala sposób naszego obecnego rozważania; może się nam jakoś przecież uda ujść bezkarnie, jeżeli będziemy mówili, że niebyt jest istotnie niebytem.
Teajtet: No, trzeba.
Gość: Więc największe rodzaje to te, któreśmy właśnie teraz przeszli: byt sam i spoczynek, i ruch.
Teajtet: Bez porównania największe.
Gość: I powiedzieliśmy, prawda, że dwa z nich nie mogą się mieszać z sobą.
Teajtet: Stanowczo tak.
Gość: A byt może się mieszać z obydwoma. Istnieją przecież oba.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Więc to są trzy rzeczy?
Teajtet: No cóż?
Gość: I prawda, że każda z nich jest czymś różnym od dwóch pozostałych, a sama z sobą identyczna?
Teajtet: Tak. E
Gość: Ale co to jest to, co myśmy tak w tej chwili wypowiedzieli, to: identyczne i różne. Czy to są jakieś dwa rodzaje, inne od tamtych trzech, i one się z tamtymi zawsze z konieczności łączą i trzeba brać nie trzy, ale pięć klas bytów pod uwagę, czy też sami nie wiemy, że to identyczne i to różne — to jest jeden z tamtych trzech rodzajów?
Teajtet: Może być.
Gość: Ale chyba ruch i spoczynek to nie jest ani tym różnym, ani tym identycznym.
Teajtet: Jak to?
Gość: Bo cokolwiek byśmy wspólnie orzekli o ruchu i spoczynku, to nie może być ani tym, ani tym drugim.
Teajtet: No czemu?
Gość: Bo ruch stanie, a spoczynek się zacznie ruszać. Bo jak na jedno czy drugie z nich przyjdzie to różne, to zmusi jedno i drugie do tego, żeby swoją naturę zmieniło na coś przeciwnego, bo ono brałoby udział w swym przeciwieństwie.
Teajtet: Zupełnie tak.
Gość: A jedno i drugie bierze udział i w tożsamości, i w różności.
Teajtet: Tak.
Gość: Więc nie mówmy, że ruch jest tym samym lub różnym ani też spoczynek.
Teajtet: No nie.
Gość: A może byt i tożsamość wypadnie nam brać za coś jednego?
Teajtet: Może.
Gość: Ależ jeżeli byt i tożsamość nie oznaczają niczego różnego, to kiedy przypisujemy byt ruchowi i spoczynkowi zarówno, to je będziemy uważali za toż samo, uważając je oba za coś istniejącego.
Teajtet: Ależ to niemożliwe.
Gość: Zatem byt i tożsamość nie może być jednym i tym samym.
Teajtet: No chyba.
Gość: Zatem jako czwarty rodzaj do tamtych trzech mamy dodać tożsamość?
Teajtet: Tak jest.
Gość: No cóż? A czy mamy powiedzieć, że różność to rodzaj piąty? Czy też to i byt trzeba uważać za dwie nazwy dla jednego rodzaju?
Teajtet: A może by?
Gość: Ja jednak myślę, że — ty się zgodzisz — spośród bytów o jednych się mówi zawsze jako o samych dla siebie, a o drugich w stosunku do innych.
Teajtet: Czemu nie?
Gość: A różne to zawsze w stosunku do czegoś różnego. Czy nie?
Teajtet: Tak.
Gość: Tak by nie było, gdyby się przecież byt i różność nie różniły gwałtownie. Gdyby i drugie z nich mogło uczestniczyć w obu ideach tak jak byt, toby i z dwóch rzeczy różnych jedna mogła być różna nie w stosunku do drugiej. A tymczasem wychodzi nam całkiem po prostu, że cokolwiek byłoby różne, to z konieczności jest tym, czym jest, w stosunku do czegoś drugiego.
Teajtet: Mówisz tak, jak jest.
Gość: Zatem mamy powiedzieć, że natura różności to piąta postać z tych, które sobie wybieramy.
Teajtet: Tak.
Gość: I powiemy, że ona przenika je wszystkie. Bo każda z nich jest czymś różnym — nie dzięki swojej własnej naturze, tylko dlatego, że bierze udział w idei różności.
Teajtet: Stanowczo tak.
Gość: A teraz tak powiedzmy o tych pięciu, biorąc je po jednej pod uwagę.
Teajtet: Jak?
Gość: Naprzód o ruchu, że jest ze wszech miar czymś różnym od spoczynku. Czy jak powiemy?
Teajtet: Tak.
Gość: Zatem to nie jest spoczynek.
Teajtet: Żadną miarą.
Gość: A istnieje dlatego, że ma w sobie byt.
Teajtet: Istnieje.
Gość: A dalej, ruch to jest coś różnego od tożsamości.
Teajtet: No chyba.
Gość: Więc on nie jest ten sam.
Teajtet: No nie.
Gość: Ale jest ten sam, bo tożsamość mają w sobie wszystkie rzeczy.
Teajtet: I bardzo.
Gość: Więc trzeba się zgodzić, że ruch jest ten sam i nie ten sam, i nie ma się co o to martwić. Bo kiedyśmy powiedzieli, że on jest ten sam i nie ten sam, to nie w tym samym znaczeniu, tylko gdyśmy go nazwali tym samym, to dlatego, że ma tożsamość w sobie, a gdy nie tym samym, to dlatego, że ma w sobie różność, dzięki czemu odgraniczał się od tożsamości i zrobił się nie tym samym, co ona, tylko czymś różnym. Tak, że słusznie się znowu nazywa nie ten sam.
Teajtet: Tak jest.
Gość: Nieprawdaż? I gdyby w jakiś sposób ruch uczestniczył w spoczynku, to nic by w tym nie było dziwnego, żeby go nazywać spoczynkowym?
Teajtet: Zupełnie słusznie, skorośmy się zgodzili, że spośród rodzajów jedne chcą się z sobą mieszać, a drugie nie.
Gość: I tak wróciliśmy do poprzedniego dowodu, że tak jest. Dowiedliśmy, że tak jest, zgodnie z naturą rzeczy.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Więc powtórzmy sobie. Ruch jest czymś różnym od czegoś różnego, tak jak był czymś innym niż tożsamość i czymś innym niż spoczynek?
Teajtet: To konieczne.
Gość: Więc w pewnym sposobie nie jest czymś różnym i jest czymś różnym — według obecnego stanowiska.
Teajtet: Prawda.
Gość: No, a jak będzie z następnym punktem? Czy nie powiemy, że ruch jest czymś różnym od trzech rodzajów, ale nie od czwartego, bośmy się zgodzili, że jest ich pięć, któreśmy sobie wzięli pod uwagę, by je rozpatrzyć?
Teajtet: I jakże? Przecież nie można przyjąć ich liczby mniejszej niż ta, która się pokazała.
Gość: Zatem bez żadnej obawy powiemy, że ruch jest czymś różnym od bytu i gotowiśmy o to walczyć?
Teajtet: Bez najmniejszej obawy.
Gość: Nieprawdaż, jasna rzecz, że ruch istotnie, nie będąc bytem, jest też i bytem, skoro ma byt w sobie?
Gość: Zatem z konieczności niebyt jest i w ruchu, i we wszystkich rodzajach. Bo ze wszystkimi natura różności robi to, że są czymś różnym od bytu, i robi każdy rodzaj niebytem; i w ten sposób możemy je wszystkie razem nazwać niebytem, a z drugiej strony, ponieważ one mają byt w sobie, więc istnieją i są bytami.
Teajtet: Bodaj że tak.
Gość: Więc dla każdej postaci byt stanowi wiele, ale niebytu jest ilość nieskończona.
Teajtet: Zdaje się.
Gość: Nieprawdaż? Trzeba też powiedzieć, że byt sam jest czymś innym niż wszystko inne.
Teajtet: Koniecznie.
Gość: I dla nas byt o tyle nie istnieje, ile jest innych rodzajów. Bo on nie jest żadnym z nich, on jest jeden sam dla siebie, a tych innych znowu jest nieskończona ilość, tych niebytów.
Teajtet: Jakoś niby tak.
Gość: Nieprawdaż? I tym się też martwić nie trzeba, skoro w naturze rodzajów tkwi to, że się z sobą mieszają. A jeżeli się ktoś z tym nie zgadza, to niech obali nasze poprzednie stanowisko, a potem to, co z niego wynika.
Teajtet: Bardzo słusznieś powiedział.
Gość: Więc zobaczmy jeszcze i to.
Teajtet: Co takiego?
Gość: Kiedy mówimy "niebyt", to zdaje się, że wymieniamy nie przeciwieństwo bytu, tylko coś różnego od bytu.
Teajtet: Jak to?
Gość: Tak na przykład, gdybyśmy powiedzieli: "niewielkie", to czy ci się zdaje, że wtedy raczej wypowiadamy tym wyrazem to, co małe, niż to, co równe?
Teajtet: Ależ skąd?
Gość: Zatem nie zgodzimy się, gdyby mówiono, że taki wyraz oznacza przeciwieństwo; powiemy tyle tylko, że nazwy przybierające na początku "nie" lub "bez"» oznaczają coś z rzeczy innych niż wyrazy, które po tym "nie" lub "bez" następują, a raczej: z innych niż te rzeczy, których dotyczą nazwy następujące po przeczeniu.
Teajtet: Ze wszech miar.
Gość: A zastanówmy się nad tym też — czy i ty jesteś tego samego zdania.
Teajtet: Cóż to takiego?
Gość: Natura tego różnego wydaje mi się tak samo pokrajana na kawałki, jak wiedza.
Teajtet: Jak to?
Gość: Bo chyba ona też jest jedna, a każda jej cząstka, dotycząca czegokolwiek, jest oddzielna i posiada jakąś swoją własny nazwę. Dlatego mówi się o wielu umiejętnościach i o wielu naukach.
Teajtet: Tak jest.
Gość: Prawda, że z cząstkami natury czegoś różnego ta sama sprawa, choć ona jest jedna.
Teajtet: Może być, ale od której strony to bierzemy?
Gość: Czy istnieje w tym, co różne, jakaś jego cząstka przeciwstawiona pięknu?
Teajtet: Istnieje.
Gość: A powiemy, że ona jest bez nazwy, czy też ona ma jakąś nazwę?
Teajtet: Ma nazwę. Bo to, co w każdym wypadku nazywamy niepięknym, to nie jest różne od czegoś innego, lecz tylko od natury piękna.
Gość: A proszę cię, powiedz mi taką rzecz.
Teajtet: Jaką?
Gość: Czy nie prawda, że to niepiękne, to jest coś odgraniczonego w jednym rodzaju bytów i przeciwstawionego czemuś też spośród bytów?
Teajtet: Tak.
Gość: Więc zdaje się, że to niepiękne, to jest przeciwstawienie jednego bytu innemu bytowi.
Teajtet: Zupełnie słusznie.
Gość: Więc cóż? Według tego toku myśli, czy piękno bardziej należy do bytów, a niepiękno mniej?
Teajtet: Wcale nie.
Gość: Więc podobnie też trzeba powiedzieć, że i to, co niewielkie, i samo to, co wielkie, istnieje?
Teajtet: Jednakowo.
Gość: Nieprawdaż? I tak samo trzeba przyjąć, że to, co niesprawiedliwe w stosunku do tego, co sprawiedliwe, zgoła nie więcej istnieje jedno od drugiego?
Teajtet: No tak.
Gość: I tak samo powiemy w innych wypadkach. Skoro się pokazało, że natura tego, co różne, należy do bytów, więc skoro ona istnieje, to w nie mniejszym stopniu i jej cząstki trzeba traktować jako byty.
Teajtet: Jakżeby nie?
Gość: Nieprawdaż? Zdaje się, że przeciwieństwo wzajemne bytu i natury pewnej cząstki tego, co różne, kiedy się jedno drugiemu przeciwstawia, jest zgoła nie mniej niż sam byt czymś istniejącym, jeżeli tak powiedzieć wolno, i nie oznacza żadnego przeciwieństwa bytu, tylko coś inne niż byt, i nic więcej.
Teajtet: To bardzo jasne.
Gość: A jak my to nazwiemy?
Teajtet: Jasna rzecz, że to niebyt. To jest właśnie to, czego szukaliśmy przez tego sofistę.
Gość: Więc czy to, jakeś powiedział, jest wcale nie bardziej pozbawione istnienia niż cokolwiek innego i trzeba już śmiało powiedzieć, że niebyt na pewno istnieje i ma swoją naturę; podobnie jak to, co wielkie, jest wielkie, a to, co piękne, jest piękne, tak samo i niebyt jest i zostanie niebytem, jednym rodzajem pośród wielu? Czy też mamy, Teajtecie, jeszcze pewne niedowierzanie co do tego?
Teajtet: Żadnego.
Gość: A wiesz ty, że myśmy Parmenidesa nie posłuchali i przekroczyliśmy granice jego zakazu.
Teajtet: Jak to?
Gość: On zabronił pewnych rozważań, a myśmy tą drogą poszli naprzód i dowiedliśmy mu więcej, niż na to jego zakaz pozwala.
Teajtet: Jak?
Gość: Bo on przecież mówi:
Bo nigdy to nie przeważy, że są też jakieś
niebyty.
Zawsze się od tej drogi w myśleniu
trzymaj z daleka!
Teajtet: No, on tak mówi.
Gość: A myśmy nie tylko dowiedli, że niebyty istnieją, aleśmy pokazali postać niebytu, co to właściwie jest. Bośmy wykazali, że natura tego, co różne, jest rozdrobniona na wszystkie byty w ich stosunkach wzajemnych, i każdą jej cząstkę przeciwstawioną bytowi ośmieliliśmy się nazwać niebytem. Właśnie to jest niebyt.
Teajtet: Ależ, ze wszech miar, Gościu. Zdaje mi się, że to najzupełniejsza prawda, cośmy powiedzieli.
Gość: Więc niech nikt o nas nie mówi, żeśmy niebyt podali za przeciwieństwo bytu i mamy odwagę twierdzić, że on istnieje. Bo myśmy się dawno przestali bawić jakimś tam przeciwieństwem bytu i patrzeć, czy coś takiego istnieje, czy nie, czy da się ująć ściśle, czy też w ogóle sensu nie ma. A kiedy teraz mówimy, co to jest niebyt, to albo niech nas ktoś przekona, że niedobrze mówimy, niech tego dowiedzie, albo dopóki nam tego dowieść nie potrafi, to niech i sam mówi tak jak my, że rodzaje mieszają się z sobą i byt oraz to, co różne, przenikają wszystko oraz siebie nawzajem, i że to, co różne, ponieważ ma byt w sobie, istnieje dzięki temu, ale nie jest tym, co ma w sobie, tylko czymś różnym, a będąc czymś różnym od bytu jest z konieczności niebytem. To zupełnie jasne. A znowu byt, ponieważ ma w sobie to, co różne, musi być czymś różnym od innych rodzajów, a będąc czymś od nich różnym, nie jest żadnym z nich z osobna ani wszystkimi razem, tylko jest sobą. Tak że byt niewątpliwie nie istnieje w niezliczonych wypadkach, a z wszystkich innych rodzajów znowu każdy z osobna i wszystkie razem w wielu wypadkach istnieją, a w wielu nie istnieją.
Teajtet: Prawda.