DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
indeks | antologia religijna | antologia filozoficzna | filozofia nauki
PLATON
Teajtet
przełożył Władysław Witwicki, fragmenty
[151E-152E]
Sokrates: Dobrze, doprawdy, i śmiało mówisz, chłopcze, niechże mówi, kto się takim okazuje. Więc dawaj no, wspólnie to rozpatrzmy, czy coś z tego będzie, czy nie. Spostrzeżeniem, mówisz, jest wiedza?
Teajtet: Tak.
Sokrates: Bodaj żeś ty nie byle jakie słowo powiedział o wiedzy, tylko to samo co i Protagoras. On tylko w jakiś inny sposób powiedział nawet zupełnie to samo. Powiada przecież gdzieś, że miarą wszystkich rzeczy jest człowiek; istniejących, że są, i nieistniejących, że nie są. Czytałeś chyba gdzieś?
Teajtet: Czytałem, i nieraz.
Sokrates: Nieprawdaż, tak jakoś powiada, że jaką się każda rzecz mnie wydaje, taką też i jest dla mnie, a jaką się wydaje tobie, taką jest znowu dla ciebie. Człowiek ty i człowiek ja?
Teajtet: Mówi w ten sposób.
Sokrates: To mądry człowiek; chyba nie bredzi. Więc pójdźmy za nim. Nieprawdaż, że czasem, kiedy wiatr wieje, jeden i ten sam, to jeden z nas marznie, a drugi nie? I jeden marznie lekko, a drugi mocno?
Teajtet: Oczywiście.
Sokrates: Więc czy wtedy powiemy, że wiatr jest sam w sobie zimny, albo nie jest zimny? Czy też posłuchamy Protagorasa, że dla tego, który marznie, jest zimny, a dla tego, który nie marznie, nie jest?
Teajtet: Chyba tak.
Sokrates: Nieprawdaż? Wydaje się taki jednemu i drugiemu?
Teajtet: Tak.
Sokrates: A to "wydaje się" to jest spostrzeżenie?
Teajtet: Jest tak.
Sokrates: Wydawanie się więc i spostrzeganie to jedno i to samo, jeśli chodzi o rzeczy ciepłe i wszystkie podobne. Więc jak każdy coś spostrzega, takie też ono dla każdego jest?
Teajtet: Zdaje się.
Sokrates: Spostrzeżenie zatem zawsze bytu dotyczy i jako nieomylne jest wiedzą?
Teajtet: Zdaje się.
Sokrates: Ach, na Charyty, strasznie jakiś mądry był ten Protagoras i taką nam tu zagadkę powiedział; to tak dla pospólstwa, a uczniom w tajemnicy wielkiej prawdę mówił?
Teajtet: Jakże ty to, Sokratesie, myślisz?
Sokrates: Ja wiem i wcale nie liche słowo. Bo przecież jedność sama w sobie nie jest niczym i nie możesz jej nazywać ani czymś, ani jakimś, ale jeśli ją nazwiesz wielką, wyda się i małą, a jeżeli ciężką, wyda się i lekką, i wszystko w ogóle tak, bo jedność sama w sobie nie jest niczym; ani czymś nie jest, ani jakimś. A tylko z ruchu i zmiany, i z mieszania się wzajemnego powstaje wszystko, o czym mówimy, że istnieje. Niesłusznie tak mówimy, bo nie istnieje nigdy nic, a zawsze się tylko staje. I na to wszyscy po kolei mędrcy zgadzają się oprócz Parmenidesa: i Protagoras, i Heraklit, i Empedokles, a z poetów najpierwsi mistrze jednej i drugiej sztuki, komedii — Epicharmos, a tragedii — Homer, który powiada:
Bogów rodzicem Ocean, a matką ich była Tetyda.
Wszystko, powiada, z nurtów się urodziło i ze zmiany. Czy nie wydaje ci się, że tak mówi?
Teajtet: Wydaje mi się.
[161C-164B]
Sokrates: Wiesz, Teodorze, co ja podziwiam u twego przyjaciela Protagorasa?
Teodoros: Co mianowicie?
Sokrates: On w ogóle bardzo sympatycznie mówi, że co się komu wydaje, to też i jest. Ale mnie uderzył ten początek, że też on od tego swojej Prawdy nie zaczął, że wszystkich rzeczy miarą jest świnia albo pawian, albo inne jakie, jeszcze głupsze zwierzę, zdolne do spostrzegania; on tak dumnie i tak z góry zaczął mówić i oto dowodzi nam, że myśmy go, jak boga, podziwiali za mądrość, a on tymczasem nie lepiej ma w głowie niż kijanka żabia, nie mówiąc już o jakimkolwiek innym człowieku. Czy też jak powiemy, Teodorze? Przecież doprawdy, jeśli dla każdego prawdą będzie, cokolwiek by mu się wydawało wedle spostrzeżenia, i jeśli nikt niczyjego stanu lepiej rozsądzić nie potrafi niż ten, który go sam doznaje, ani też mniemania cudzego ktoś drugi poprawiać nie ma mocy i powiedzieć, czy ono słuszne, czy fałszywe, ale jak to się często mówi, każdy swoje zdanie sam ma i to wszystko będzie słuszne i prawdziwe, to czemu, proszę cię przyjacielu, Protagoras ma być taki mądry, że go nawet biorą za nauczyciela dla innych (i słusznie, i za grube honoraria), a my niby to mamy być głupsi od niego? I wartoż nam było do niego chodzić po naukę, jeżeli każdy dla siebie jest miarą swojej mądrości? No jakże nie powiedzieć, że Protagoras tutaj figle stroi, aby mu ostatnie rzędy klaskały? A ja już nic nie powiem o sobie i o mojej sztuce położniczej, jaki ja jestem śmieszny z nią razem; a myślę, że nie tylko ja, ale i cała w ogóle sztuka dyskutowania. Bo kontrolować i zbijać urojenia i mniemania swoje nawzajem, chociaż one u każdego są słuszne, to czyż to nie jest tylko rozwlekłe i donośne mielenie językiem, jeżeli prawdziwa jest Prawda Protagarasa, a nie jest to tylko żart i pusty dźwięk, który dolatuje z tajemnych przybytków książki?
Teodoros: Tak, Sokratesie, to mój przyjaciel, jakeś przed chwilą powiedział, więc wolałbym nie zbijać Protagorasa, zgadzając się z tobą, ani też z tobą bym się nie chciał spierać wbrew przekonaniu. Więc weź się znowu do Teajteta, on przecież i tak, zdaje się, że bardzo uważnie ciebie słuchał.
Sokrates: A jakbyś do Lacedemenu przyszedł, Teodorze, i tam się na boisku znalazł i gołych oglądał, nieraz i takich, że przykro patrzeć, czy i ty sam byś wtedy nie miał ochoty rozebrać się też i pokazać, jak wyglądasz?
Teodoros: No, co myślisz, jeżeliby mi tylko pozwolili i chcieli mnie słuchać? Tak, jak teraz, to zdaje mi się, że ja was namówię, żebyście mi pozwolili tylko się przyglądać, a nie ciągnęli na środek boiska, bom już stary i niezgrabny; niech się młodszy mocuje, on zwinniejszy do zapasów. 31
Sokrates: Jeżeli ci to przyjemność sprawia, Teodorze, to i ja nie będę od tego, jak to powiadają. Więc znowu trzeba iść do mądrego, do Teajteta. Powiedz no, Teajtecie, przede wszystkim w tej sprawie, którąśmy w tej chwili właśnie przeszli, czy i tobie samemu nie dziw, jeśli się nagle pokazuje, żeś ty, co do mądrości, nie gorszy od któregokolwiek z ludzi albo i z bogów? Cóż myślisz, że ta protagorasowska miara odnosi się w mniejszym stopniu do bogów niż do ludzi?
Teajtet: Ja wcale nie, na Zeusa, a to, o co pytasz bardzo mnie dziwi. Bo kiedyśmy się zastanawiali, jak to rozumieć, że co się każdemu wydaje, to też istnieje dla tego, któremu się wydaje, wydawało mi się, że to bardzo dobrze powiedziane, a teraz nagle coś wprost przeciwnego wypada.
Sokrates: Boś ty młody, kochany chłopcze, to zbyt łatwo ulegasz efektom krasomówczym. Na to zaraz powie Protagoras albo ktoś inny w jego imieniu: ależ najzacniejsi chłopcy i staruszkowie, usiedliście sobie razem i zabawiacie się krasomówstwem, i bogów do dyskusji wprowadzacie, co do których ja czynię wyjątek i nie pozwalam o nich ani mówić, ani pisać, że istnieją, ani że ich nie ma. Wy mówicie rzeczy, które by się może podobały szerokim kołom, że to przecież straszne, jeśli się każdy człowiek nie będzie niczym różnił od jakiegokolwiek zwierzęcia, a oczywistego dowodu na to nie podajecie żadnego, tylko mówicie sobie tak, po literacku. Gdyby w ten sposób Teodor albo ktokolwiek inny z geometrów chciał geometrię uprawiać, to nie byłby w ogóle nic wart. Więc zastanówcie się razem z Teodorem, czy pozwolicie, żeby o tych rzeczach mówić po literacku i przenośniami?
Teajtet: Ależ przecie tak nie można, Sokratesie, nie godzi się. Ani ty byś na to nie pozwolił, ani my.
Sokrates: Więc chyba inaczej trzeba to traktować. Tak myślisz ty i Teodor?
Teajtet: Oczywiście że inaczej.
Sokrates: A zatem tak to weźmy: czy wiedza i spostrzeżenie jest tym samym czy też czymś różnym? Przecież do tego jakoś zmierzała cała myśl nasza i dlategośmy puścili w ruch to wszystko, takie dziwne i nie wiadomo do czego podobne. No nie?
Teajtet: Ależ tak.
Sokrates: Czyż więc zgodzimy się, że cokolwiek spostrzegamy wzrokiem albo słuchem, wszystko równocześnie też i wiemy? Na przykład, zanim się ktoś nauczy języka cudzoziemskiego, czyż powiemy, że i słyszy, i wie co mówią? A kiedy abecadła nie znamy, to patrząc na litery będziemy utrzymywali, że ich nie widzimy, czy też, że znamy je, skoro widzimy?
Teajtet: Powiemy Sokratesie, że właśnie to, co widzimy i słyszymy z tych rzeczy, to też i wiemy równocześnie; bo w pierwszym wypadku kształt i barwę widzimy, i wiedzę o nich mamy, a w drugim wypadku wysokość i niskość głosu słyszymy, i wiedzę o nich mamy równocześnie; a tego, co dopiero nauczyciele języka i tłumacze o tych słowach nauczają, tego ani nie spostrzegamy wzrokiem albo słuchem, ani też wiedzy o tym nie posiadamy.
Sokrates: Doskonale, Teajtecie, i nie wypada ci się na tym punkcie sprzeciwiać; trzeba, żebyś raczej nabrał ducha. Ale zobacz no i to coś innego, co nadchodzi, i przypatrz się, jak sobie z tym damy rady.
Teajtet: Co takiego niby?
Sokrates: Coś w tym oto rodzaju: gdyby ktoś zapytał, czy to możliwe, żeby ktoś, nauczywszy się czegoś i mając to jeszcze zachowane w pamięci, nie miał wiedzy o tym, co pamięta, wtedy, gdy pamięta. Ja przydługo mówię, zdaje się, a chciałbym się zapytać, czy człowiek, który się nauczył czegoś i pamięta to jeszcze, wiedzy o tym nie posiada?
Teajtet: Jakże to, Sokratesie? To by dziwoląg był, to, co mówisz.
Sokrates: Ja chyba nie plotę od rzeczy. Zobacz no. Czy widzenia nie nazywasz spostrzeganiem, a widoku spostrzeżeniem?
Teajtet: Owszem.
Sokrates: Nieprawdaż? Człowiek, który coś zobaczył, posiada wiedzę o tym, co ujrzał, wedle tego, co się dopiero co mówiło?
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: No cóż? Pamięcią chyba nazywasz coś?
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: Ona dotyczy niczego, czy czegoś?
Teajtet: Czegoś przecież.
Sokrates: Nieprawdaż, tego, czego się człowiek nauczył i co spostrzegł, czegoś z tych właśnie rzeczy?
Teajtet: No, może.
Sokrates: I co człowiek zobaczył, o tym pamięta czasami?
Teajtet: Pamięta.
Sokrates: Czy nawet, kiedy oczy zamknie? Czy, kiedy to zrobi, zapomina?
Teajtet: Ależ to strach, Sokratesie, coś takiego powiedzieć.
Sokrates: A jednak trzeba, jeśli mamy ocalić myśl poprzednią; a jeśli nie, to ona sobie pójdzie precz.
Teajtet: Ja, na Zeusa, coś przypuszczam, ale jasno sobie sprawy nie zdaję; więc mi powiedz, jak to jest.
Sokrates: Tak to jest: mówimy, że człowiek, który widzi, zyskuje wiedzę o tym, co widzi; zgadzamy się przecież, że widok i spostrzeżenie, i wiedza jest tym samym.
Teajtet: Najzupełniej.
Sokrates: A ten, co widzi i zyskał wiedzę o tym, co zobaczył, jeśli oczy zamknie, wtedy pamięta, a nie widzi tego. Czy prawda?
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: A to "nie widzi" to znaczy "nie wie" skoro "widzi" znaczy "wie"?
Teajtet: To prawda.
Sokrates: Więc wypada, że jeśli ktoś zyskał wiedzę o czymś, to choć jeszcze to pamięta, już tej wiedzy nie posiada, skoro nie widzi; a myśmy to dziwolągiem nazywali, gdyby to było możliwe.
Teajtet: Najzupełniejszą masz słuszność.
Sokrates: Zdaje się, doprawdy, że wynika coś niemożliwego, jeżeliby ktoś powiedział, że wiedza i spostrzeżenie jest tym samym.
Teajtet: Zdaje się.
Sokrates: Więc trzeba powiedzieć, że jedno jest czym innym i drugie.
Teajtet: Zdaje się.
[200D-210D]
Sokrates: Więc znowu od początku, co też to mógłby ktoś nazwać wiedzą? Przecież nie ustaniemy w drodze.
Teajtet: Wcale nie, chyba żebyś ty ustał.
Sokrates: No powiedz, co by tak o niej najlepiej powiedzieć, aby się wcale nie sprzeczać sami ze sobą?
Teajtet: To, co próbowałem, Sokratesie, przedtem; ja przynajmniej nie mam nic innego.
Sokrates: Więc jakżeż to?
Teajtet: Że wiedza to jest prawdziwy sąd. Przecież sądzenie prawdziwe jest wolne od błędu i wszystko, co pod wpływem prawdziwego sądu powstaje, jest piękne i dobre.
Sokrates: Jednym słowem, Teajtecie, "jakoś to się samo pokaże" — jak mówił ten, co przez rzekę prowadził. Jeżeli będziemy szukali, idąc naprzód, to zaraz jakaś przeszkoda wyrośnie pod nogami i pokaże to, czego szukamy, a jak stać na miejscu, nic wyraźnego nie widać.
Teajtet: Słusznie mówisz. Więc idźmy i patrzmy.
Sokrates: To krótkie rozpatrywanie. Cała sztuka ci wskazuje, że wiedza to nie jest to.
Teajtet: Jak to? Któraż to?
Sokrates: Sztuka ludzi największych w dziedzinie mądrości, których nazywają mówcami i adwokatami. Przecież oni tam swoją sztuką wywołują sądy ludzkie, a nie uczą nikogo. Wywołują sądy jakie chcą. Czy też myślisz, że to są tacy jacyś tędzy nauczyciele, że jeśli ktoś wcale nie był przy tym, jak tam kogoś obrabowywano z pieniędzy albo mu jakiś inny gwałt zadawano, to oni w krótkim czasie potrafią nauczyć należycie o tym, podać prawdę tego, co zaszło?
Teajtet: Ja wcale nie myślę, żeby uczyli, tylko wmawiają.
Sokrates: A wmawianiem nie nazywasz wywoływania sądów?
Teajtet: No cóż, może tak.
Sokrates: Kiedy sędziom sprawiedliwy sąd zostanie wmówiony w sprawie, o której wiedzieć coś może jedynie tylko ten, który ją widział i nikt inny, i oni wtedy rzecz tylko ze słyszenia rozstrzygną, wówczas uchwycą i wydadzą sąd prawdziwy, ale bez wiedzy. Wmówiono im tylko słuszność, jeżeli dobrze rozstrzygnęli. Nieprawdaż?
Teajtet: Zupełnie słusznie.
Sokrates: Prawda, przyjacielu, gdyby jednym i tym samym był sąd prawdziwy i wiedza, to znakomity sędzia, sądząc słusznie, nigdy by się bez wiedzy nie obywał. Tymczasem zdaje się, że jedno będzie czymś innym i drugie.
Teajtet: Ja to już, Sokratesie, raz od kogoś słyszałem, tylkom zapomniał, a teraz sobie znowu przypominam. On mówił, że wiedza to jest sąd prawdziwy, ściśle ujęty. A sąd nieściśle ujęty nie należy do wiedzy. I czego ściśle ująć nie można, tego i wiedzieć nie można. A tylko to, co się da ująć ściśle, to można wiedzieć. On też i tak to nazywał.
Sokrates: Doprawdy, pięknie mówisz. Ale powiedz, jak on rozgraniczał to, co można wiedzieć i czego nie można wiedzieć; czy myśmy to obaj jednakowo słyszeli?
Teajtet: Ja nie wiem, czy tu odnajdę, ale gdyby ktoś drugi mówił, to myślę, że potrafiłbym nadążyć.
Sokrates: A to posłuchaj, co znowu mnie się śniło. Zdawało mi się, że słyszałem od kogoś tam, jak mówiono, że pierwsze składniki proste czegokolwiek, z których i my się składamy, i wszystko inne, ująć się ściśle nie dają. Każdy taki pierwiastek sam w sobie można tylko nazwać, a nic innego więcej nie można o nim powiedzieć; ani że jest, ani że go nie ma. Bo to by znaczyło doczepiać mu istnienie lub nieistnienie, a tu nic mu nie wolno dodawać, skoro ktoś tylko sam pierwiastek wymienia. Zatem, ani że to jest to samo, ani że tamto, ani każde, ani samo jedno, ani to tutaj, tego mu doczepiać nie można, ani wielu innych takich określeń. Bo te słowa, będące w powszechnym obiegu, przysługują wszystkim rzeczom, a są czymś innym niż to, czemu przysługują. A tu, jeśliby to było możliwe, trzeba, żeby taki pierwiastek miał swoje własne ścisłe ujęcie i żeby się w jego nazwie obywać bez wszystkiego innego. Otóż nie ma możliwości, żeby którykolwiek z pierwiastków ściśle ująć słowami, bo on nie ma ścisłego ujęcia, on się tylko nazywa i koniec. Ma jedynie tylko nazwę. Dopiero rzeczy z tych pierwiastków złożone tak, jak same są układami, splotami, tak i nazwy ich stanowią ujęcia złożone. Bo splecenie wyrazów stanowi istotę ścisłego ujęcia. W ten sposób pierwiastki nie nadają się do ścisłego ujmowania i poznawać ich nie można; można je tylko spostrzegać. Dopiero układy pierwiastków można poznawać i wypowiadać, i w sądach prawdziwych je oceniać. A kiedy ktoś uchwyci o czymś sąd prawdziwy, ale bez ścisłego ujęcia, wtedy jego dusza dotyka prawdy w tym przedmiocie, ale go nie poznaje. Bo kto nie potrafi dać i przyjąć ścisłego ujęcia czegoś, ten nie posiada wiedzy o tym. Dopiero gdy się do tego dołączy ścisłe ujęcie, może się to wszystko zrobić i człowiek staje się doskonalszy, bo osiąga wiedzę. Czyś ty tak ten sen słyszał, czy inaczej?
Teajtet: Ależ tak, najzupełniej.
Sokrates: A podoba ci się i przyjmujesz to, że wiedza jest sądem prawdziwym, ale w ścisłym ujęciu?
Teajtet: Ależ całkowicie.
Sokrates: Czyżbyśmy, Teajtecie, tak teraz, dzisiaj właśnie uchwycili to, czego od dawna wielu mędrców szukało i zestarzeli się, a nie znaleźli?
Teajtet: Mnie się przynajmniej wydaje, Sokratesie, że to, co się teraz powiedziało, to jest dobrze powiedziane.
Sokrates: I może być, że naprawdę tak się rzecz ma. Bo cóż by to była za wiedza bez ścisłego ujęcia i bez słusznego sądu? Tylko jedno mi się nie podoba w tym, co powiedziano.
Teajtet: No cóż takiego?
Sokrates: To, co najdowcipniej w tym wygląda: że pierwiastki są niepoznawalne, a świat układów jest poznawalny.
Teajtet: Czy to niesłuszne?
Sokrates: Trzeba się dowiedzieć. Mamy przecież jakby zakładników tego ujęcia, mamy przykłady, którymi się posługiwał ten, co to wszystko powiedział.
Teajtet: Jakie to przykłady?
Sokrates: Pierwiastki liter i zgłoski. Czy myślisz, że coś innego miał przed oczyma ten, który powiedział to, co mówimy?
Teajtet: No nie; pewnie to właśnie.
Sokrates: A to i my weźmy je pod uwagę i spróbujmy; a lepiej przyjrzyjmy się sobie samym czy tak, czy nie tak nauczyliśmy się liter. Więc naprzód: czy zgłoski mają ścisłe ujęcie a inne pierwiastki nie?
Teajtet: Może być.
Sokrates: Ja też jestem tego zdania. Tak jest. Więc gdyby ktoś ciebie tak pytał o pierwszą zgłoskę słowa.
Sokrates: Teajtecie, powiedz, co to jest So? Co odpowiesz?
Teajtet: Że to S i O.
Sokrates: Prawda? Takie masz ścisłe ujęcie zgłoski?
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: A proszę cię, daj tak samo ścisłe ujęcie litery S.
Teajtet: Jakże można podawać pierwiastki pierwiastka? I to jeszcze, Sokratesie, S należy do tych bezgłośnych. Nic, tylko szmer jakiś, jakby język syczał; a B to ani głos, ani szmer, podobnie jak większa część pierwiastków. Tak, że najlepiej powiedzieć, że one nie mają ścisłego ujęcia. Jeszcze najwyraźniejsze z nich to tych siedem — tylko te mają głos, ale ścisłego ujęcia żadnego.
Sokrates: Więc tośmy, przyjacielu, poprawili w określeniu wiedzy.
Teajtet: Zdaje się, że tak.
Sokrates: A jakże to? Pierwiastek jest niepoznawalny, tylko zgłoska. Czyśmy tego słusznie dowiedli?
Teajtet: Wydaje się.
Sokrates: A proszę cię, zgłoską nazwiemy dwa pierwiastki albo i wszystkie, gdyby ich było więcej niż dwa, czy też pewną jedną postać, powstałą z ich syntezy?
Teajtet: Ja myślę, że wszystkie razem.
Sokrates: A zobacz te dwie: S i O. Obie stanowią pierwszą zgłoskę mego imienia. Więc kto ją poznaje, ten poznaje jedną i drugą literę?
Teajtet: No, może.
Sokrates: Więc poznaje S i O?
Teajtet: Tak.
Sokrates: Jak to? Nie zna żadnej z tych dwóch liter, nie ma wiedzy o żadnej, a poznaje obie?
Teajtet: To straszne i sensu nie ma, Sokratesie.
Sokrates: A więc, jeżeli poznanie obu razem wymaga znajomości każdej z dwóch z osobna, to musi koniecznie naprzód znać oba pierwiastki ten, który ma poznać zgłoskę. I oto tak nam ucieknie i przepadnie tamto piękne ujęcie.
Teajtet: I to bardzo nagle jakoś.
Sokrates: Bo go nie pilnujemy, jak wypada. Trzeba było może przyjąć, że zgłoska to nie są pierwiastki, tylko jakiś jeden kształt z nich powstały, który ma sam swoją postać i jest różny od pierwiastków.
Teajtet: No dobrze. I zaraz gotowo być raczej tak niż na tamten sposób.
Sokrates: A to uważajmy i nie puszczajmy z ręki tak nie po męsku twierdzenia tak wielkiego i poważnego.
Teajtet: Nie puścimy go za nic.
Sokrates: Więc niech tak będzie, jak teraz mówimy: zgłoska to jest jedna postać, powstała z poszczególnych, dopasowanych do siebie pierwiastków. Równie dobrze w literach, jak i wszędzie indziej.
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: Zatem części jej nie powinny istnieć.
Teajtet: Jak to?
Sokrates: Bo jeżeliby istniały części czegoś, to całością byłyby wszystkie części razem. Albo też myślisz, że całość to jest też pewien jeden kształt, powstały z części, różny od wszystkich części?
Teajtet: Ja, tak.
Sokrates: A wszystko i całość nazywasz jednym i tym samym, czy też jedno co innego i drugie.
Teajtet: Nie mam nic jasnego w odpowiedzi, ale ponieważ prosisz, żeby odpowiadać chętnie, więc może bym odpowiedział, że to nie jest jedno i to samo.
Sokrates: Chęci, mój Teajtcie, bardzo piękne, a czy odpowiedź też, to zobaczymy.
Teajtet: Trzeba naprawdę zobaczyć.
Sokrates: Zatem gotowa zachodzić różnica pomiędzy wszystkim i całością wedle obecnego stanu rozważań?
Teajtet: Tak.
Sokrates: No dobrze. A wszystkie części i ogół — czy może być, żeby to się różniło. Tak na przykład, kiedy mówimy: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć albo jeśli powiemy dwa razy trzy, albo trzy razy dwa, albo cztery i dwa, albo trzy i dwa i jeden. Czy we wszystkich tych wypadkach mówimy jedno i to samo, czy za każdym razem coś innego?
Teajtet: To samo.
Sokrates: A czy coś innego niż sześć?
Teajtet: Nic innego.
Sokrates: A prawda, że w każdym z tych powiedzeń wymieniliśmy wszystko sześć?
Teajtet: Tak.
Sokrates: A czy znowu nie wymieniamy czegoś jednego, kiedy wymieniamy wszystko?
Teajtet: Koniecznie.
Sokrates: Albo cośkolwiek innego, niekoniecznie sześć?
Teajtet: To nic.
D Sokrates: Więc we wszystkich tych rzeczach, które się składają z pewnej liczby czegoś tam, wychodzi na to samo tak zwany ogół i wszystko razem?
Teajtet: Wydaje się.
Sokrates: Tak przecież o nich mówimy. Przecież liczba morgów i morgi to to samo. Czy nie?
Teajtet: Tak.
Sokrates: I podobnie ze stadiami?
Teajtet: Tak.
Sokrates: I podobnie liczba wojska i wojsko, i wszystko inne tak samo; bo liczba czegokolwiek to przecież wszystko, ile tego jest.
Teajtet: Tak.
Sokrates: A liczba czegoś, to przecież nic innego jak części?
Teajtet: Nic innego.
Sokrates: A cokolwiek ma części, to się chyba składa z części?
Teajtet: Widać, że tak.
Sokrates: A wszystkie części to będzie ogół. Na to zgoda, skoro i wszystka liczba to też będzie ogół?
Teajtet: Tak.
Sokrates: Więc całość nie składa się z części. A ogół to byłyby wszystkie części razem.
Teajtet: Zdaje się, że nie tak.
Sokrates: A część, czy może być częścią czegoś innego, czy też tylko całości?
Teajtet: Przecież częścią ogółu.
Sokrates: Dzielnie walczysz, Teajtecie. A ogół, o ile mu czegoś nie brakuje, jest tym samym ogółem?
Teajtet: Koniecznie.
Sokrates: A ogółem czy nie będzie właśnie to, czemu pod żadnym względem nic nie ubyło? A czemu coś ubyło, to ani ogółem nie będzie, ani wszystkim, bo jedno i drugie zarazem tylko wtedy zachodzi, gdy coś tym samym się staje z tego samego?
Teajtet: W tej chwili mam wrażenie, że niczym się nie różni ogół i całość.
Sokrates: Czyśmy nie mówili, że jeśli cokolwiek ma części, wtedy całość i ogół będą to wszystkie części razem?
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: A w takim razie na nowo, jak przed chwilą próbowałem, jeżeli zgłoska to nie to samo co pierwiastki, to z konieczności te pierwiastki nie będą jej częściami, albo jeśliby ona miała być tym samym, co jej pierwiastki — musiałaby być tak samo poznawalna jak one.
Teajtet: Tak.
Sokrates: I prawda, że chcąc tego uniknąć, przyjęliśmy, że ona jest czymś od nich różnym.
Teajtet: Tak.
Sokrates: Cóż więc? Jeżeli pierwiastki nie są częścią zgłoski, to czy potrafiłbyś wymienić coś innego, co byłoby częścią zgłoski, a nie jej pierwiastkiem?
Teajtet: Nigdy. Bo gdybym się, Sokratesie, zgodził na jakieś jej cząstki, to byłoby śmieszne porzucać pierwiastki, a szukać jakichś innych na to miejsce.
Sokrates: Zatem ze wszech miar, Teajtecie, wedle obecnego stanu naszych rozważań, zgłoska będzie chyba jakąś jedną postacią nierozdzielną?
Teajtet: Zdaje się.
Sokrates: Więc czy pamiętasz, przyjacielu, że przed małą chwilką przyjęliśmy, jako zdanie słuszne, że pierwiastki nie mają ścisłego ujęcia, te, z których się wszystko inne składa, ponieważ każdy z nich jest sam w sobie niezłożony i nawet istnienia nie można im słusznie przypisać, ani tego, że są różne i obce sobie, jak się to mówi. Z tej przyczyny nie dają się ująć ściśle i poznawać ich nie można.
Teajtet: Pamiętam.
D Sokrates: Więc ta sama czy jakaś inna przyczyna sprawia, że to jest zawsze niezmienne i niepodzielne? Bo ja nie widzę innej.
Teajtet: No nie wydaje się, żeby inna.
Sokrates: Nieprawdaż, że i zgłoska podpada pod ten sam kształt, jeżeli części nie ma i jest jedną postacią?
Teajtet: Ze wszech miar.
Sokrates: Jeżeli zatem zgłoska to tyle, co wiele pierwiastków i całość pewna, i to są jej części, to podobnie będą poznawalne zgłoski i nazywać się dadzą, jak i pierwiastki, skoro wszystkie części i całości wydają się tym samym.
Teajtet: Bardzo dobrze.
Sokrates: A jeżeli zgłoska jest czymś jednym i niepodzielnym, to zarówno ona i tak samo pierwiastek będzie czymś nie ujętym ściśle i niepoznawalnym. Bo ta sama przyczyna sprawi jedno i drugie.
Teajtet: Nie mogę powiedzieć inaczej.
Sokrates: Więc tego nie przyjmujemy, gdyby ktoś powiedział, że zgłoska jest poznawalna i mówić o niej można, a pierwiastek wprost przeciwnie.
Teajtet: No nie, jeżeli posłuchamy naszego toku myśli.
Sokrates: Cóż znowu? A gdyby ktoś wprost przeciwnie mówił, czy nie łatwiej byś się zgodził na podstawie tego, czego jesteś sam sobie świadom po własnej nauce liter?
Teajtet: Czego właściwie?
Sokrates: Żeś się długo właśnie niczego innego nie uczył, jak tylko pierwiastków; próbowałeś je rozpoznawać wzrokiem i słuchem każdy z osobna, aby ci się ich układ nie mieszał przy mówieniu i pisaniu.
Teajtet: Świętą prawdę mówisz.
Sokrates: A u kitarzysty cel nauki czy nie na tym polegał, żeby się nauczyć w każdym wypadku iść za jednym z dwóch dźwięków i wiedzieć, do której struny by należał? A chyba każdy się zgodzi, że to są pierwiastki muzyki.
Teajtet: Nic innego.
Sokrates: Więc jeżeli wolno także o czym innym wnioskować na podstawie tych pierwiastków i zgłosek, które znamy z własnego doświadczenia, to powiemy, że poznanie pierwiastków jest bardziej oczywiste i ważniejsze niż zgłosek, jeżeli się ma doskonale pojąć każdą naukę. Jeżeli zatem ktoś powie, że zgłoska jest poznawalna, a pierwiastek nie, to my będziemy uważali, że on żartuje — umyślnie albo niechcący.
Teajtet: Na pewno.
Sokrates: Ja mam wrażenie, że na poparcie tego stanowiska znałazłyby się jeszcze i inne dowody, ale przede wszystkim nie zapomnijmy zobaczyć, co to znaczy właściwie, że gdy się do sądu prawdziwego dołączy ścisłe ujęcie, powstaje wiedza najdoskonalsza.
Teajtet: Słusznie, trzeba zobaczyć.
Sokrates: A więc co też to ma znaczyć to "ścisłe ujęcie"? Bo ja mam wrażenie, że to znaczy jedną z trzech rzeczy.
Teajtet: Z których trzech?
Sokrates: Pierwsza to byłoby: myśl swoją ujawnić głosem z pomocą zdań i nazw. Słowa wtedy odbijają sąd w potoku płynącym przez usta, jakby w zwierciadle albo w wodzie. Czy nie myślisz, że coś takiego to będzie ścisłe ujęcie?
Teajtet: Myślę, jeżeli ktoś to robi, ten mówi.
Sokrates: Prawda, że to każdy może zrobić, szybciej lub wolniej: wskazać, co mu się zdaje o każdej rzeczy, jeżeli nie jest niemy albo głuchy z urodzenia. W ten sposób, kto by tylko sądził o czymś słusznie, każdy miałby ten sąd ściśle ujęty — to widać — nigdy słuszny sąd nie utworzyłby się bez wiedzy.
Teajtet: Prawda.
Sokrates: Ale nie potępiajmy zbyt łatwo, nie mówmy, że w ogóle nic do rzeczy nie powiedział ten, który objawił w istocie wiedzy to, co teraz rozpatrujemy. Może być, że on mówiąc o ścisłym ujęciu nie to miał na myśli, tylko to, żeby zapytany o każdy szczegół czegoś umiał w odpowiedzi podawać pierwiastki temu, który pyta.
Teajtet: Co ty masz na myśli, Sokratesie?
Sokrates: Coś takiego, jak Hezjod wymienia: sto części składowych u wozu. Ja bym ich nie potrafił ponazywać, a myślę, że i ty byś też tego nie potrafił. Gdyby nas ktoś pytał, co to jest wóz, cieszylibyśmy się, gdybyśmy potrafili powiedzieć, że to koło, oś, pudło, okucia, uprząż.
Teajtet: No tak.
Sokrates: Ale może by pytający myślał, że my śmieszni jesteśmy, bo to tak, jak by nas ktoś o twoje imię pytał, a my byśmy mu odpowiadali po zgłosce. Nasze sądy byłyby słuszne i mówilibyśmy to, co mówimy, mniemając, że jesteśmy gramatykami i potrafimy ściśle gramatycznie Teajteta ująć słowami. A nie sposób nic powiedzieć umiejętnie, zanim się w szeregu słusznych sądów nie przejdzie wszystkich pierwiastków — jak się to i poprzednio mówiło.
Teajtet: Mówiło się.
Sokrates: Tak i o tym wozie my mamy wprawdzie słuszny sąd, ale dopiero ten, który za pomocą tych stu składników potrafi wyłuszczyć istotę wozu, dopiero ten dołącza tym samym ścisłe ujęcie do swego prawdziwego sądu i nie tylko ma swój sąd, ale jako technik nabiera wiedzy o istocie wozu, bo przenika całość — pierwiastek za pierwiastkiem.
Teajtet: To dobrze ci się zdaje. Prawda?
Sokrates: Jeżeli tak uważasz, przyjacielu, i jeśli przyjmujesz, że wyliczenie wszystkich pierwiastków czegokolwiek to ścisłe ujęcie, a kto tylko głoski albo i większe kompleksy umie podać — ten jeszcze nie ujmuje rzeczy ściśle — powiedz mi, czy to przyjmujesz, abyśmy to rozpatrzyli.
Teajtet: Tak, ja jestem bardzo za tym.
Sokrates: Czy ty myślisz, że ktoś posiada wiedzę o czymś, jeżeli mu się raz wydaje, że to coś należy raz do tego, a raz do czegoś innego, albo też sądzi, że do czegoś raz należy to, a raz coś innego?
Teajtet: Na Zeusa, ja tak nie myślę.
Sokrates: A czyś zapomniał, że kiedyś się uczył liter, to z początku nieraześ tak robił, a inni też tak samo?
Teajtet: Ty myślisz to, że mi się tę samą zgłoskę raz chce zaczynać od tej litery, a raz od innej, i to też, że się tę samą literę raz wpasuje do właściwej zgłoski, a raz do innej?
Sokrates: To właśnie mówię.
Teajtet: Na Zeusa, nie zapomniałem i wcale nie myślę, żeby posiadał wiedzę ktoś, kto jeszcze tak robi.
Sokrates: A więc gdyby przy sposobności ktoś pisał imię Teajtet i myślał, że trzeba napisać naprzód T, a potem y i tak by napisał, albo znowu mając napisać imię Teodor, uważałby, że trzeba położyć naprzód T, a potem y, i tak by napisał, czy powiemy, że on zna, ma wiedzę o pierwszej zgłosce, waszych imion?
Teajtet: Zgodziliśmy się dopiero co, że kto tak robi, ten jeszcze nie ma wiedzy.
Sokrates: A czy on nie może tak samo chcieć postąpić i z drugą zgłoską, i z trzecią, i z czwartą?
Teajtet: Nic nie przeszkadza.
Sokrates: A czy mając przejść całość — pierwiastek po pierwiastku — napisze czasem imię Teajtet wedle słusznego sądu, kiedy będzie po kolei pisał?
Teajtet: Oczywiście; napisze czasem.
Sokrates: Ach tak, jeszcze nie posiadając wiedzy, a tylko słusznie sądząc, jak mówimy?
Teajtet: Tak.
Sokrates: Będzie miał teraz i ścisłe ujęcie przy swoim słusznym sądzie. Przechodził przecież pierwiastek za pierwiastkiem, kiedy pisał, a zgodziliśmy się, że to właśnie jest ścisłe ujęcie.
Teajtet: Prawda.
Sokrates: Zatem, zdarza się, przyjacielu, prawdziwy sąd w ścisłym ujęciu, którego jeszcze nie trzeba nazywać wiedzą.
Teajtet: Chyba tak.
Sokrates: Więc zyskaliśmy jeden sen więcej w naszym majątku, kiedy się nam zdawało, że mamy najprawdziwsze a ścisłe ujęcie wiedzy. Albo nie narzekajmy jeszcze. Bo może być, że ktoś nie tak określi to ścisłe ujęcie, tylko je pojmie w kształcie ostatniej z trzech ewentualności. Mówiliśmy, że to jedną z nich przyjmuje ktoś jako ścisłe ujęcie, kiedy określa wiedzę jako sąd słuszny ze ścisłym ujęciem.
Teajtet: Dobrześ przypomniał. Jeszcze jedna zostaje. Pierwsza to było jak gdyby odbicie myśli w głosie, drugie to, w tej chwili omówione, dochodzenie poprzez pierwiastki do całości, a trzecie to co, jak myślisz?
Sokrates: To, co by niejeden tak nazywał: umieć podać jakieś znamię, którym się różni dana rzecz od wszystkich innych.
Teajtet: Na przykład mógłbyś mi podać jakieś ścisłe ujęcie czegokolwiek?
Sokrates: Na przykład; jeżeli chcesz, to weźmy słońce. Wystarczy ci, jeżeli powiem, że to najjaśniejsze ze wszystkich ciał, krążących około ziemi po niebie?
Teajtet: Tak jest.
Sokrates: Weźże teraz, dlaczego się tak mówi. To tak, jakeśmy przed chwilą mówili: jeżeli uchwycisz różnicę, która każdą rzecz od innych wyróżnia, wtedy ujmiesz tę rzecz ściśle, jak powiadają niektórzy. A jeżeli dotykasz jedynie tylko czegoś, co wspólne wielu rzeczom, wtedy będziesz miał ścisłe ujęcie tylko tych rzeczy, które posiadają tę cechę wspólną.
Teajtet: Rozumiem i zdaje mi się, że to dobrze nazywać coś takiego ścisłym ujęciem.
Sokrates: Więc kto w słusznym sądzie o jakimkolwiek przedmiocie potrafi uchwycić cechę, którą on się różni od innych, ten zacznie posiadać wiedzę o tym, o czym poprzednio miał tylko sąd.
Teajtet: Zatem powiemy, że tak.
Sokrates: Wiesz, Teajtecie, że ja całkiem tak jakbym się do perspektywicznego obrazu zbliżył. Teraz nic a nic nie rozumiem — a jak długo to wszystko było trochę dalsze ode mnie, zdawało mi się, że to coś znaczy, to, co się tu mówi.
Teajtet: Jak to? Co takiego?
Sokrates: Ja ci powiem, jeżeli potrafię. Jeżeli ja mam słuszny sąd o tobie, a dodam do tego ścisłe ujęcie twojej osoby, to ja cię poznaję — a jeżeli nie, to tylko mam sąd o tobie.
Teajtet: Tak.
Sokrates: A to ścisłe ujęcie to było podanie twojej cechy charakterystycznej.
Teajtet: Tak.
Sokrates: Nieprawdaż, kiedym tylko miał sąd o tobie, wtedy nie dotykałem umysłem żadnej z tych cech, którymi ty się różnisz od innych?
Teajtet: Zdaje się, że nie.
Sokrates: Myślałem tylko o cechach wspólnych, które posiadasz równie dobrze ty, jak i ktokolwiek inny.
Teajtet: Oczywiście.
Sokrates: Ależ na Zeusa! Jakżem w takim razie mógł wydawać sąd o tobie raczej niż o kimkolwiek innym? Czy uważasz, że ja, myśląc sobie, że to jest Teajtet, myślałem tylko tyle, że to jest człowiek i ma nos i oczy, i usta, i tam dalej każdy członek po kolei? Czy taka myśl może sprawić żebym raczej Teajteta miał na myśli niż Teodora albo jakiegoś ostatniego z mieszkańców Myzji, jak to powiadają?
Teajtet: No cóż.
Sokrates: Jeżeli zaś mam na myśli nie tylko kogoś, kto ma nos i oczy, ale wklęsły nos i wypukłe oczy, to czyż nie mam wtedy na myśli raczej ciebie albo siebie samego, albo innych takich?
Teajtet: Równie dobrze mnie, jak ciebie lub innych takich.
Sokrates: Ja mam wrażenie, że nie pierwej we mnie wystąpi sąd, Teajtecie, zanim ta jego wklęsłość nosa nie wywoła we mnie i nie zostawi jakiejś pamiątki osobliwej, która by ją wyróżniała od innych wklęsłych nosów, jakie widziałem. I z innymi twoimi składnikami tak samo. Ta pamiątka, kiedy cię jutro spotkam, przypomni mi ciebie i pozwoli mi wydawać o tobie sądy słuszne.
Teajtet: Święta prawda.
Sokrates: Zatem prawdziwy sąd o każdej rzeczy wiąże się z jej różnicą jednostkową.
Teajtet: Okazuje się.
Sokrates: Więc co by to w końcu miało być, to dołączenie ścisłego ujęcia do sądu prawdziwego? Bo jeżeli to znaczy dołączać sąd o tym, czym się coś różni od innych rzeczy, to bardzo zabawne byłoby polecenie.
Teajtet: Jak to?
Sokrates: Bo ono nam przecież zaleca dołączać sąd o różnicy jednostkowej do słusznego sądu o różnicy jednostkowej. To jest obracanie moździerżą albo bieganie w kółko za własnym ogonem, czy jak to się tam mówi — nawet więcej, to jest, powiedzmy lepiej: wskazówka ślepego. Bo każe nam dołączać coś, co już mamy, abyśmy się nauczyli tego, co właśnie sądzimy. To bardzo miło przypomina ślepego.
Teajtet: Więc, jeżeli tak — to co teraz innego położysz na drugim miejscu?
Sokrates: Gdyby tak, chłopcze, w tym zalecanym dołączaniu ścisłego ujęcia szło o dołączanie poznania, a nie tylko sądu o różnicy jednostkowej, to by była bardzo miła rzecz i doskonałe ujecie wiedzy. Bo poznać coś to tyle, co osiągnąć wiedzę. Czy nie?
Teajtet: Tak.
Sokrates: Zatem na pytanie, co to jest wiedza, odpowie się chyba, że to sąd prawdziwy z dołączeniem wiedzy o różnicy jednostkowej. Bo to właśnie było dołączeniem ścisłego ujęcia, według poprzednich słów.
Teajtet: Zdaje się.
Sokrates: I w ogóle, to naiwność z naszej strony: szukać, co to jest wiedza i powiedzieć, że to sąd słuszny wraz z wiedzą o różnicy jednostkowej, czy o czymś tam. Zatem ani spostrzeżenie, Teajtecie, ani sąd prawdziwy, ani do sądu prawdziwego dołączane ścisłe ujęcie — wiedzy nie stanowią.
Teajtet: Zdaje się, że nie.
Sokrates: Więc czy jeszcze coś chcemy urodzić, przyjacielu, na temat wiedzy i cierpimy bóle porodowe, czy też urodziliśmy już wszystko?
Teajtet: Na Zeusa, ja za twoją pomocą powiedziałem nawet więcej, niżem miał do powiedzenia.
Sokrates: Widzisz, nasza sztuka położnicza pokazała, że to wszystko puste w środku, jak dziurawy orzech, i chować tego nie warto.
Teajtet: Ze wszech miar.
Sokrates: Więc jeżelibyś kiedyś w przyszłości chciał coś innego rodzić, to jeślibyś rodził, czegoś lepszego będziesz pełen po dzisiejszym rozważaniu, a jeślibyś był dalej próżen, mniej będziesz nieznośny dla tych, z którymi będziesz obcował, będziesz raczej łagodny i skromny, nie będzie ci się zdawało, że wiesz coś, czego nie wiesz. Tyle tylko moja sztuka potrafi — więcej nic. Ja nie umiem tego, co inni mężowie wielcy i podziwu godni — dziś i wczoraj. Tę sztukę położniczą ja i moja matka od bogaśmy dostali w udziale — ona pomagała kobietom, a ja ludziom młodym, dzielnym i pięknym. W tej chwili czas mi iść do Portyku Króla, zająć się skargą, którą na mnie Meletos wnosi. Jutro rano, Teodorze, spotkamy się tutaj znowu.