DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI

indeks  |  antologia religijna  |  antologia filozoficzna  |  filozofia nauki

Wojciech Sady: wykłady

 

Jiddu Krishnamurti: życie i nauczanie

WIZJA I DRAMAT

11 stycznia 1911 założono Zakon Wschodzącego Słońca, który w parę miesięcy później, przemianowany na Zakon Gwiazdy na Wschodzie (The Order of the Star in the East), stał się międzynarodową organizacją mającą przygotować ludzkość na Przyjście Nauczyciela Świata. ("Widzieliśmy gwiazdę jego na wschodzie" mówią szukający Dzieciątka Jezus mędrcy do Heroda). Krishnamurti został Naczelnikiem Zakonu, Besant i Leadbeater jego Protektorami, George Arundale (1878-1945) Prywatnym Sekretarzem Naczelnika, Ernest A. Wodehouse (1879-1936) Sekretarzem Organizacyjnym. Organ Zakonu stanowił wydawany zrazu w Adyarze kwartalnik The Herald of the Star (Zwiastun Gwiazdy). Od stycznia 1914 roku pismo poczęło ukazywać się w Anglii jako miesięcznik, drukowany na błyszczącym papierze, o objętości 64 stron, z 24 pełnostronicowymi ilustracjami. Na okładce widniało nazwisko Krishnamurtiego, choć główny ciężar prac redaktorskich spoczywał na Arundale’u. Członkowie Zakonu nosili pięcioramienne srebrne gwiazdki, przywódcy gwiazdki złote. Na początku 1914 r. Zakon zrzeszał 15 tysięcy członków, nie wszyscy byli teozofami (do Towarzystwa Teozoficznego należało w tym okresie około 16 tysięcy osób). Wtedy mniej więcej zaczęto używać imienia Krishnaji (sufiks -ji wyraża w Indiach cześć).

Wiosną 1911 r. Besant - na przekazane przez Leadbeatera polecenie Mistrza - zabrała braci do Anglii. Z tej okazji zostają im kupione europejskie ubrania - przez szereg miesięcy cierpieli zmuszeni do noszenia zachodnich butów. Podczas podróży Krishna z pasją oglądał mechaniczne urządzenia statku, szczególnie interesował go aparat Marconiego. Tłumy teozofów i ciekawskich witały przybywających 5 maja do Londynu. Chłopcy bywają w teatrach, oglądają koronację Jerzego V, a przede wszystkim werbują członków Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. Wyjeżdżają na kilka dni do Paryża w związku z wykładem Besant "Giordano Bruno jako Apostoł Filozofii XVI w." (Bruno miał być jedną z jej przeszłych inkarnacji). 28 maja, w trakcie jednego ze spotkań w Londynie, Krishna wygłosił swą pierwszą publiczną mowę, która mimo przygotowań wypadła słabo z powodu wyraźnego zdenerwowania mówcy.

7 października wszyscy wrócili do Adyaru. 28 grudnia miało miejsce w Benares wydarzenie uznane za nadprzyrodzone. Krishnaji wręczał certyfikaty nowym członkom Zakonu. Gdy ceremonia się rozpoczęła, około czterystu zebranych odczuło promieniującą przezeń wielką moc, tak że podchodzący zaczęli padać mu do stóp, on zaś stał uśmiechnięty i błogosławił ich unosząc dłonie. 28 grudnia stał się w Zakonie świętem. Narianiah, urabiany prawdopodobnie przez politycznych wrogów Besant, począł grozić odebraniem jej synów. Ustąpił wobec obietnicy wysłania ich do Anglii na studia, zażądał jednak pełnego ich odizolowania od Leadbeatera. W pośpiechu Besant wypływa z chłopcami do Anglii, gdzie przybywają 16 lutego 1912. Towarzyszył im m.in. wychowanek Leadbeatera, Curuppumullage Jinarajadasa (1875-1953).

Następnych 10 lat bracia spędzą w Europie. W marcu wyjeżdżają wszyscy do Taorminy na Sycylię, gdzie przybywają Leadbeater i Arundale. Tam Krishnaji odebrał 1 maja drugie Wtajemniczenie. Skończył też pisać książkę Education as Service (Wychowanie jako służba). Jest to opis życia idealnej szkoły - całkowitego przeciwieństwa placówek, w jakich tak bardzo cierpiał w Indiach. Niezależnie od sporów o autorstwo tekstu, trzeba zauważyć, że do końca życie jego wielką pasją było tworzenie sieci takich szkół. Przez następnych 10 lat niczego nie pisał.

Odkrycie Krishnamurtiego i założenie Zakonu Gwiazdy doprowadziło do największej w dziejach Towarzystwa Teozoficznego schizmy: opuścił je w 1913 r., wraz z większością lóż niemieckich, Rudolf Steiner (1861-1925), tworząc własne Towarzystwo Antropozoficzne.

W tym czasie Narianiah zmienia zdanie i żąda oddania synów. (W parę dni po odpłynięciu z Indii Besant wysłała telegram prosząc go o opuszczenie Adyaru, co potraktowane zostało jako wypowiedzenie wojny). Wykorzystują to indyjscy wrogowie Besant i Towarzystwa Teozoficznego, czyniąc ze sporu sprawę publiczną, przypominając skandal Leadbeatera i ujawniając jego pobyt na Sycylii. Besant, w obawie przed porwaniem, ukrywa chłopców w Anglii, sama zaś wyjeżdża do Indii, by podjąć w sądzie walkę o utrzymanie ich przy sobie. Odtąd przez dziesięć lat widywać się będą bardzo rzadko. Krishna będzie bez przerwy pisywał do niej pełne uczucia listy, podkreślając, że zastępuje mu ona utraconą matkę. Przez cały czas bracia, święcie wierząc w czekającą ich misję, nie mają zamiaru wracać do ojca; nie utrzymują z nim nawet kontaktów listownych. Krishnaji koresponduje trochę z Leadbeaterem, choć bez sentymentów. (Stosunki między nimi stały się na zawsze chłodne od czasu, gdy w parę miesięcy po odkryciu Leadbeater, którego drażnił jednak tępy wyraz twarzy przyszłego wehikułu Nauczyciela Świata, spoliczkował go, kiedy ten mimo ponawianych uwag słuchał go z otwartymi ustami).

15 kwietnia 1913 r. sąd w Madrasie nakazuje Besant odesłać chłopców do ojca. Podobnie kończy się w październiku rozprawa apelacyjna. Wreszcie Besant odwołuje się do Privy Council w Londynie, który 5 maja 1914 r. rozstrzyga sprawę na jej korzyść. Decydującym argumentem była wola pozostania przy niej wyrażona przez obu braci. Nieco wcześniej zresztą Krishnaji, osiągnąwszy pełnoletniość, przestał podlegać władzy ojca. W międzyczasie chłopcy przebywali w różnych miejscach w Anglii, we Francji i we Włoszech, zwykle w towarzystwie Arundale’a i Jinarajadasy. Na polecenie Mistrzów, przekazane przez Leadbeatera, zawsze musieli im towarzyszyć przynajmniej dwaj członkowie Sekcji Ezoterycznej. Mieli wciąż innych nauczycieli, czas jakiś spędzili się w szkole koło Rochester, cierpiąc z powodu żartów, jakie stroili sobie z nich inni uczniowie.

Krishnaji tak czy inaczej, w przeciwieństwie do pilnego Nityi, nie rwał się do nauki. Od wczesnego dzieciństwa do końca życia nie był zdolny do zdyscyplinowanych działań. Cieszyły go natomiast pozostające do jego dyspozycji luksusowe samochody, podróże czy elitarne gry towarzyskie. Wszystko to stało się udziałem młodego człowieka z ujarzmionego kraju, który sam jeszcze niczego nie dokonał, nie wygłosił ani jednej godnej uwagi mowy! Czas jakiś mieszkają w posiadłościach panny Mary Dodge, okaleczonej przez artretyzm bogatej Amerykanki, stanowiącej ekonomiczny filar wielu przedsięwzięć Towarzystwa Teozoficznego. W 1913 r. poczyniła zapis, na mocy którego Krishnaji otrzymywał 500, Nitya zaś 300 funtów rocznie. Były to jedyne jego "własne" pieniądze; odbierał je do końca życia. Właśnie będąc gościem Dodge, Krishnaji nabrał arystokratycznych manier i począł nosić wytworne ubrania. Po wybuchu wojny bracia zgłaszają gotowość do pracy w formacjach pomocniczych, oferty jednak zostają odrzucone z powodu nasilonych w tym czasie uprzedzeń rasowych. Zasiadają więc do intensywnej nauki w nadziei rozpoczęcia studiów w Oxfordzie. Gdy nadzieje te zawodzą, próbują dostać się na uniwersytet w Cambridge, co również kończy się niepowodzeniem. W marcu 1918 r. Krishnaji oblał egzaminy na Uniwersytet Londyński (najwięcej trudności sprawiła mu matematyka); Nitya natomiast na ten uniwersytet się dostał i zaczął, mimo kłopotów ze wzrokiem, studiować prawo.

Ważną rolę poczyna w tym czasie w życiu Krishnaji odgrywać Lady Emily Lutyens (1874-1964). Poznali się w dniu, gdy po raz pierwszy postawił stopę na angielskiej ziemi. Ona, córka Lorda Lyttona, Wicekróla Indii, miała wtedy 36 lat, była matką piątki dzieci i żoną wizjonerskiego architekta, projektanta Nowego Delhi, Edwina Lutyensa. Wkrótce poczęła zaniedbywać męża i dzieci, gotowa iść wszędzie za przyszłym wehikułem Nauczyciela Świata. W okresach rozstań listy pisywali do siebie niemal codziennie. Traktował ją, podobnie jak Annie Besant, niczym utraconą matkę; jej uczucie prawdopodobnie nie było matczyne. Wokół ich związku poczynają krążyć plotki; wreszcie Besant nakazuje im ograniczyć kontakty, zaś Leadbeaterowi Mistrzowie wciąż odmawiają zaakceptowania Emilii. Wreszcie sam Krishnaji pisze do Leadbeatera: "Nie została zaakceptowana przez Mistrza w ubiegłym roku i to nasza wina, żeśmy Go nie prosili. (...) W tym roku musi zostać zaakceptowana i zamierzam dopomóc jej, jak tylko potrafię" (list z 18 lutego 1915). W 1916 r. Lady Emily zaczyna redagować Heralda i znów, po odrzuceniu artykułu Leadbeatera, swoje niezadowolenie wyraża sam Maitreja; w rezultacie część jej obowiązków przejmuje Wodehouse. (Na swe pierwsze, przekazane przez Leadbeatera Wtajemniczenie, musiała czekać do 1925 r.).

Podlegał więc Krishnaji w tym czasie wpływom różnych osób, najczęściej zajmujących wysokie pozycje w hierarchii Towarzystwa Teozoficznego. Ale były to chyba wpływy powierzchowne. Pusty umysł chłopca zapewne wydał się Leadbeaterowi idealną glebą dla posiewu teozoficznych idei; jeśli tak, to nie przewidział on, że idee te nie zapuszczą w tym umyśle korzeni. Oto jak krótko przed śmiercią mówił o tym sam Krishnamurti:

Chłopiec zawsze mówił "Zrobię wszystko, co zechcecie". Było w tym coś ze służalczości, poddaństwa. Chłopiec był niepewny, niezdecydowany, myślał mgliście, nie dbał najwyraźniej o to, co się działo. Był jak naczynie z dużą dziurą w dnie: cokolwiek doń włożono przelatywało, nie pozostawało nic.

Podczas tych lat zapomniał swój język rodzinny, znikły też z jego świadomej pamięci teksty hinduskich ksiąg świętych, modlitw, pieśni. Bracia mieli się stać angielskimi dżentelmenami, to bowiem angielski dżentelmen stanowił, w Leadbeaterowskim schemacie ewolucji, szczyt ludzkiego rozwoju. Tymczasem, pozbawiwszy Krishnaji rodzimej kultury, nie zaszczepiono w nim też (teozoficznej) kultury Zachodu. Ukształtowano człowieka bez ojczyzny, bez więzi rodzinnych, bez przynależności religijnej czy kulturowej, który do końca życia miał nieustannie podróżować po całej Ziemi, sypiać w cudzych domach i korzystać z luksusowych wprawdzie, ale nie swoich sprzętów. Stopniowo tracił zainteresowanie zarówno teozofią, jak i czekającą go misją. Odmówił przekazywania posłań od Mistrzów; kiedyś wyznał wręcz, że ujrzawszy Mistrza przed sobą wstał i przeszedł przez wizję na wylot. Goszczony w arystokratycznych domach nabrał wytwornych manier, zaczął korzystać z usług znakomitych krawców i szewców. Czas spędzał najchętniej jeżdżąc na motorowerze i majsterkując przy nim; inną jego pasją stała się gra w golfa (tak mechanikiem jak graczem był ponoć znakomitym). Gdy wkrótce po wojnie wydano w Paryżu na jego cześć wytworne przyjęcie, pojawił się na nim jako elegancko ubrany młody człowiek, o gestach nonszalanckich i nieco znudzonych, zapytany zaś, czy nie ciąży mu czekająca go misja, roześmiał się i odparł, że bardziej interesuje go wynik najbliższego meczu na Wimbledonie. Pewnego razu wybrał się do kasyna, gdzie siłą woli starał się wpłynąć na wyniki ruletki - skończyło się na przegraniu niewielkiej sumy. Twierdził, że udało mu się - dzięki posiadanym paranormalnym mocom - poprawić wzrok Nityi i zdrowie kilku innych osób.

W tym czasie Besant kontynuowała walkę o autonomię dla Indii - w rezultacie została latem 1917 r. na trzy miesiące internowana. Jinarajadasa ożenił się, co wywołało prawdziwy szok, zwłaszcza wśród tych teozofów, którzy porzucali swych małżonków, by w stanie seksualnej czystości kroczyć Ścieżką. Krótko przed wybuchem wojny Leadbeater przeniósł się na stałe do Sydney, gdzie w 1916 r. konsekrowano go na biskupa Liberalnego Kościoła Katolickiego. (Kościół ten powstał w Niemczech jako wyraz protestu przeciw przyjętemu w 1870 r. dogmatowi papieskiej nieomylności, później został opanowany przez teozofów).

Gdy Krishnaji po raz trzeci oblał maturę, Besant, z którą po paroletniej rozłące spotkał się w Londynie w kwietniu 1919 r., wysłała go z początkiem 1920 r. do Paryża by - skoro nie może dostać się na uniwersytet - nauczył się przynajmniej francuskiego. Półtoraroczny pobyt we Francji zaowocował przyjaźnią z rodziną de Manziarly, która miała trwać przez dziesięciolecia. Duże w tym czasie wrażenie wywarła na nim lektura Idioty Dostojewskiego i Tako rzecze Zaratustra Nietzschego. Z upodobaniem czytał Naukę Buddy Paula Carusa i małą książeczkę Światło Azji. Z ksiąg biblijnych najwyżej cenił Pieśń Salomona i Eklezjastesa; Ewangelii, jak twierdził, nigdy nie czytał. Latem 1920 r. zaczął uprawiać medytację, wzrosło też jego zainteresowanie Towarzystwem Teozoficznym i Zakonem Gwiazdy na Wschodzie, a od stycznia 1921 r. jego noty wydawnicze poczęły ukazywać się na łamach Heralda.

W lipcu 1921 r. odbył się w Paryżu pierwszy światowy Kongres Towarzystwa Teozoficznego, a 27 i 28 lipca pierwszy Światowy Kongres Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. W tym drugim uczestniczyło około dwa tysiące spośród trzydziestu tysięcy członków, jakich zrzeszała wówczas ta organizacja. Krishnaji objął przewodnictwo, a zręcznością w prowadzeniu obrad zdumiał samą Besant. Pod jego wpływem zdecydowano, że nie będzie w Zakonie żadnych rytuałów, a w dążeniu do Prawdy trzeba porzucić wszelkie tradycje, ideały i obrzędy. "Otwarty umysł konieczny jest, aby zrozumieć Prawdę", pisał w sierpniowym numerze Heralda. 15 sierpnia wyjeżdża do Holandii, aby obejrzeć położony w pobliżu miejscowości Ommen XVIII-wieczny Zamek Eerde. Zamek, wraz z porastającym dwa tysiące hektarów lasem, baron Philip van Pallandt ofiarował Zakonowi Gwiazdy. Podczas tego wyjazdu Krishnaji poznał Helen Knothe, 17-letnią Amerykankę, która stała się jego pierwszą miłością. Jednak tak małżeństwo, jak seksualne kontakty z kobietami całkowicie wówczas wykluczał. Gdy w 1922 r. dowiedział się, że Mar de Manziarly zaręczyła się, pisał, że równie dobrze mogłaby popełnić samobójstwo, bo "Pomyśl przecież, co Mar mogłaby zrobić dla Mistrza".

Wielki cień na wznowioną właśnie działalność rzuciła choroba brata. W maju 1921 r. Nitya dostał pierwszego krwotoku. Lekarz stwierdził gruźlicę. Najpierw leczono go w domu de Manziarly, potem wysłano na kurację do Szwajcarii. Krishnaji towarzyszył bratu. W październiku poznali Desikacharya Rajagopala (1900-1993). Był to odkryty w 1913 r. przez Leadbeatera Hindus, który w jednym z przeszłych wcieleń miał być św. Bernardem z Clairveaux. W tym życiu pochodził z wysokiej kasty, z rodziny głęboko religijnej. Rok po odkryciu umieszczono go w teozoficznej szkole w Benares - od tego czasu więzi rodzinne Rajagopala ograniczały się do sporadycznych odwiedzin. W 1920 został wysłany do Anglii gdzie, wspierany finansowo przez pannę Dodge, rozpoczął studia historyczne i prawnicze na Uniwersytecie Cambridge.

Na jesieni Nitya wydaje się wyleczony i 19 listopada bracia odpływają do Madrasu, co w zamierzeniu Besant stać się miało początkiem publicznej działalności Krishnaji. Witały go rozegzaltowane tłumy. Zaraz po przyjeździe przebrał się w indyjskie ubrania - odtąd postępował tak do końca życia, nosząc zachodnie ubrania w Europie i w Ameryce, a indyjskie w Indiach. W Benares i w Adyarze wygłasza publiczne mowy, pracuje też intensywnie dla Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. W połowie stycznia 1922 r. bracia spotykają się, z inicjatywy Nityanandy, w Madrasie z ojcem. Wedle relacji Mary Lutyens, obaj padli na powitanie do jego stóp dotykając ich czołami, a wtedy Narianiah wyszedł, aby umyć nogi dotknięte przez nieczystych. Pupul Jayakar przeczy temu, powołując się na pochodzącą z połowy lat 80-ch relację szwagierki K, wedle której ojciec przygotował na tą okazję wspaniałą ucztę, a synów na powitanie objął płacząc. Nigdy więcej ojca, który zmarł dwa lata później, nie spotkali.

12 kwietnia 1922 r. bracia przybyli do Sydney na zjazd Towarzystwa Teozoficznego. Spotkali tam Leadbeatera, który, odziany we wspaniałe biskupie szaty, wyświęcał młodych księży Liberalnego Kościoła Katolickiego, a jednocześnie przekazywał posłania od Mistrzów. Doprowadziło to w Towarzystwie do rozłamu, wreszcie przeciwnicy zanieczyszczania teozofii wznowili stare oskarżenia o homoseksualizm. Bracia stanęli w jego obronie, przecząc podczas dobrowolnych zeznań przed komisją śledczą, aby kiedykolwiek dopuścił się wobec nich czynów nierządnych.

Choroba Nityi odnowiła się, a badania rentgenowskie wykazały, że wbrew uprzedniej optymistycznej diagnozie nie tylko lewe płuco nie zostało wyleczone, ale pojawiły się nacieki na prawym. Konieczny stał się szybki wyjazd w góry. Z zamiarem powrotu do Europy bracia przypływają do San Francisco, a 6 lipca docierają do Doliny Ojai (czyt. Ohaj), która stanie się odtąd - o ile słowa tego użyć można w odniesieniu do tego wiecznego tułacza - domem Krishnamurtiego, miejscem, w którym rozpocznie się proces wiodący go do Przebudzenia i w którym 64 lata później zakończy on życie. Położona na skraju pustyni, około 120 kilometrów na północ od Los Angeles, porośnięta pomarańczowymi gajami i otoczona wzgórzami, urzekła Krishnamurtiego swym pięknem. Wtedy na powierzchni ponad stu kilometrów kwadratowych mieszkało tam zaledwie paręset osób. Bracia zamieszkali na odległym krańcu doliny, na wysokości ok. 500 m. n.p.m., w drewnianym domu nazwanym później Sosnową Chatą (Pine Cottage); w domu obok przebywał towarzyszący im Sekretarz Generalny Towarzystwa Teozoficznego w Stanach Zjednoczonych A. P. Warrington. Grona dopełniała 19-letnia Amerykanka Rosalind Williams (1903-1996), w której wkrótce, za wzajemnością, zakochał się Nitya. Jeszcze przed opuszczeniem Sydney, Krishnaji otrzymał przekazane przez Leadbeatera posłanie od Mistrza K.H.:

Co do ciebie również żywimy najwyższe nadzieje. Umacniaj się i rozszerzaj i coraz bardziej się staraj, by poddać umysł i mózg w niewolę prawdziwej wewnętrznej jaźni. Bądź tolerancyjny wobec rozbieżnych poglądów i metod, każdy bowiem nosi zwykle część prawdy ukrytą gdzieś we wnętrzu, choć często jest ona zniekształcona niemal nie do poznania. Szukaj tego najmniejszego błysku światła wśród styksowych ciemności każdego nieświadomego umysłu, bowiem dzięki jej rozpoznaniu i podsycaniu możesz pomóc młodszemu bratu.

Na początku sierpnia zaczął nad tym posłaniem medytować, aby, jak wyjaśniał w liście do Besant, przywrócić utraconą łączność z Mistrzami. A wtedy dziać się zaczęło coś dziwnego. Zaczęło się wieczorem 17 sierpnia 1922 r. od silnego bólu karku. Następnego dnia Rosalind zastała go wijącego się z bólu. Patrzył nieprzytomnie, co chwila jęczał, dostawał drgawek i skarżył się na straszliwe gorąco, czasem bredził. Najlżejsze dźwięki sprawiały mu ból. Niekiedy gwałtownie odpychał Rosalind od siebie, to znów przytulał ją niczym dziecko matkę. Przez trzy kolejne dni stan jego wciąż się pogarszał. Pokój, a zwłaszcza łóżko, wydawały mu się nieznośnie brudne. Wyrażał pragnienie znalezienia się w indyjskich lasach. Wreszcie w niedzielę 20 sierpnia wieczorem wyszedł na werandę, na której siedzieli Nitya, Rosalind, Warrington i kanclerz biskupi Liberalnego Kościoła Katolickiego Walton. I, jak to opisywał w liście do Besant sam Krishnamurti:

Zacząłem dochodzić do siebie, aż wreszcie p. Warrington zaproponował, bym poszedł pod rosnący koło domu pieprzowiec. Usiadłem tam ze skrzyżowanymi nogami w postawie medytacyjnej. Po pewnym czasie poczułem, że opuszczam swe ciało. Ujrzałem siebie siedzącego pod delikatnymi, wątłymi liśćmi drzewa. Zwrócony byłem ku wschodowi. Przede mną było moje ciało, a ponad mą głową ujrzałem Gwiazdę, jasną i czystą. Potem odczułem wibrację Buddy, zobaczyłem Maitreję i Mistrza K.H. Byłem tak szczęśliwy, cichy i spokojny. Widziałem swe ciało i unosiłem się obok. W powietrzu i we mnie panował tak głęboki spokój, spokój dna przepastnego, niezgłębionego jeziora. Niczym jezioro czułem, że moje fizyczne ciało, z jego umysłem i emocjami, wzburzone może zostać na powierzchni, ale że nic, dosłownie nic nie może zakłócić spokoju mej duszy. Obecność potężnych istot trwała jakiś czas, po czym One odeszły. Byłem nadzwyczaj szczęśliwy, gdyż widziałem. Nic już nie będzie takie samo. Napiłem się jasnych i czystych wód u źródła, z którego tryska życie i moje pragnienie zostało ugaszone. Nigdy już więcej nie będę spragniony, nigdy więcej nie znajdę się w zupełnych ciemnościach. Dotknąłem współczucia leczącego wszelki smutek i cierpienie; nie dla siebie, dla świata. (...) Miłość w całej swej chwale odurzyła me serce; moje serce nigdy już się nie zamknie. Piłem u źródła Radości i wiecznego Piękna. Jestem odurzony Bogiem.

Nitya w sprawozdaniu przesłanym Besant i Leadbeaterowi twierdził, że przez chwilę widział jasną gwiazdę wiszącą nad drzewem. Po czym opisał zachowanie Rosalind, dziewczyny niewiele wiedzącej o teozofii:

Wtedy oczy Rosalind zostały otwarte i ujrzała. Nigdy nie widziałem, by czyjaś twarz tak się zmieniła jak jej, gdyż dostąpiła błogosławieństwa i fizycznymi oczami ujrzała chwałę tej nocy. Jej twarz uległa przemianie gdy powiedziała do nas ‘Widzicie Go, widzicie Go?’. W pewnej chwili rzekła: 'Będę, będę', jakby coś komuś obiecywała.

Inni niczego nie widzieli, ale słyszeli płynącą z oddali boską muzykę. Trwało to około pół godziny. Gdy Krishnaji wrócił, Rosalind zapadła w odrętwienie, a gdy się ocknęła, niczego nie pamiętała. Następnego dnia, według relacji Nityi, okresy bólu i utraty świadomości bardzo się skróciły. Krishnaji leżał pod drzewem w ekstazie, a gdy wieczorem usiadł, Rosalind ujrzała wokół niego trzy postacie, które odeszły z nim, pozostawiając jego ciało pod drzewem. Według Nityi, cierpiał tylko fizyczny element Krishnaji - ciało i coś, co przypominało dziecko - podczas gdy jego wyższe ja przebywało gdzie indziej.

Po tych wydarzeniach Krishnamurti znalazł się w stanie ekstazy. (Prosił swą biografkę, Mary Lutyens, by pisząc o jego życiu po wydarzeniach w Ojai 1922 określała go za pomocą samej litery K). Ale już na początku września cierpienia powracają - w formie zgoła niezwykłej. Regularnie około godziny 18:30 pojawiał się bardzo silny ból głowy, karku i kręgosłupa, czemu towarzyszyło odczucie ogromnego gorąca, nadwrażliwość na dźwięki i czyjkolwiek dotyk. K tracił niemal świadomość, słyszał dziwne dźwięki i widział jakieś twarze. Opiekującą się nim Rosalind często brał za swą zmarłą matkę, żywo też stawały mu przed oczami sceny z wczesnego dzieciństwa. Przemawiał głosem paroletniego dziecka. Wił się z bólu na łóżku jęcząc i bredząc, czasem wstawał i przewracał się nagle na podłogę. Później ból przeniósł się na twarz i oczy ("Mamo, proszę, dotknij mojej twarzy, czy ona wciąż tam jest?"). Krishnaji niekiedy, głosem małego dziecka, zapewniał, że wytrzyma, czasem jednak skarżył się, że już nie może. Po godzinie, a czasem dwóch, ból ustawał i K, choć wyczerpany, mógł coś zjeść. Rano wykonywał zwykłe czynności. To, co się działo z nim wieczorem, pamiętał mgliście.

Stany takie trwały przez szereg następnych lat, a z mniejszym natężeniem do końca życia. Pojawiały się gdy przebywał w spokojnym miejscu wśród przyjaciół, ale nigdy gdy podróżował i spotykał obcych. Krishnamurti nigdy nie próbował zmniejszyć bólu za pomocą leków: sądził, że jest to coś, przez co musi przechodzić, choć nigdy nie twierdził, że rozumie, co się z nim dzieje i dlaczego. W liście do Lady Emily z 16 września 1922 pisał, że nie wie, czy staje się jasnowidzem czy popada w obłęd. Również liderzy Towarzystwa Teozoficznego niczego wyjaśnić nie potrafili. Leadbeater stwierdził, że wydarzenie z 20 sierpnia było trzecim Wtajemniczeniem Krishnaji (a Rosalind została przyjęta do nowicjatu), ale jeśli o bóle chodzi, to uczciwie przyznawał, że nic z tego nie rozumie. Ogólnie teozofowie przekonani byli, że są to objawy jakichś zabiegów, jakim Mistrzowie poddają ciało Krishnaji, by przygotować je do czekającej go misji. Z braku lepszego określenia nazwano to "procesem".

Zaraz potem Krishnaji zaczął pisać poezje. Najpierw powstał poemat prozą Path (Droga): alegoryczny obraz samotnej wędrówki poprzez kolejne żywoty ku Przebudzeniu. Tekst kończy zdanie: "Jestem Bogiem". W 1930 r. Krishnaji skrytykował podstawową ideę poematu:

Drogę napisałem wtedy, gdy wciąż jeszcze dzieliłem życie w tym świecie ułudy. Teraz nie istnieje dla mnie nic takiego jak podział życia: jest ono całością, prawda bowiem znajduje się we wszystkim (...) Do tej prawdy nie wiedzie żadna droga, znajduje się ona bowiem w każdym umyśle i w każdym sercu (...) Gdy zrozumiałem to w pełni, zaistniała Rzeczywistość Bez Dróg [Pathless Reality].

W ciągu następnych kilku lat ukazało się na łamach Heralda i innych pism kilkadziesiąt wierszy i poematów prozą, wydano też trzy tomy poetyckie. W 1930 r. Krishnaji przestał pisać wiersze na zawsze. W ciągu następnych miesięcy, przechodząc co wieczór tortury, opiekował się chorym bratem. Z początkiem 1923 r. podjął jednak działalność na rzecz Towarzystwa Teozoficznego i Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. Obok not dla Heralda pisze posłania do Międzynarodowych Grup Przygotowania Się, wygłasza odczyty i zbiera pieniądze. W połowie lutego zakupiony zostaje dla braci zniszczony i pozbawiony wygód dom w Dolinie Ojai, nazwany potem Arya Vihara, wraz z kilkoma hektarami ziemi. Ponieważ Krishnamurti nie chciał osobiście niczego posiadać, formalnym właścicielem posiadłości stał się utworzony w tym celu The Brothers Trust.

W maju 1923 r. bracia opuszczają Dolinę Ojai i w czerwcu przybywają do Anglii. W lipcu biorą w Wiedniu udział w Kongresach Towarzystwa Teozoficznego i Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. Temu drugiemu Krishnaji osobiście przewodniczy. Potem w towarzystwie grupy przyjaciół wyjeżdżają w Alpy Tyrolskie. Tu znów zaczyna się "proces", którego świadkiem stała się m.in. Emily Lutyens. Obecni mieli wrażenie, że cierpi tylko element fizyczny, podczas gdy Krishnaji znajduje się gdzie indziej. Tym razem rolę opiekunki pełniła Helen Knothe (K najwyraźniej podczas trwania "procesu" potrzebował obecności młodej kobiety). 20 września Nityia zapisał, przekazane mu przez brata, przesłanie od Mistrza Kuthumi:

Słuchaj Nitya. Tutaj to już koniec, to ostatnia noc, ale to będzie trwało w Ojai. To jednak zależy od was. Obaj będziecie potrzebowali więcej energii. Od tego, co zrobicie w przyszłym miesiącu, zależy sukces. Niech nic nie stanie temu na przeszkodzie. Tutaj odnieśliśmy sukces. Ale Ojai całkowicie zależy od was, jeśli jesteście gotowi, to będzie kontynuowane z o wiele większym natężeniem. Gdy stąd wyjedziecie, musicie zachować niezwykłą ostrożność. To jest niczym świeży wazon zaraz po wyjęciu z formy i wszelkie złe wibracje mogą spowodować, że pęknie, a to by wymagało napraw i przekształceń, co by zajęło wiele czasu; jeśli wam się nie uda, trzeba będzie zacząć wszystko od początku.

Dwa dni potem prawie cała grupa wyjeżdża do Zamku Eerde, który baron van Pallandta przekazał właśnie, wraz z otaczającą go posiadłością ziemską, specjalnie utworzonemu Trustowi. Przez następnych 6 lat Zamek pełnić będzie rolę siedziby głównej Zakonu Gwiazdy na Wschodzie. W listopadzie bracia wyjeżdżają do Ojai, tym razem w towarzystwie Rajagopala, który - jako drugi obok Nityi Wtajemniczony - opiekować się miał K podczas spodziewanego nawrotu "procesu". Zamieszkali w Arya Vihara, spędzając pierwsze tygodnie na doprowadzaniu domu do jako takiego stanu. "Proces" rychło się rozpoczął i trwał z natężeniem większym niż dotąd. Cierpienia i spowodowane nimi wyczerpanie były tak wielkie, że Nitya - acz święcie przekonany, że wszystko to jest wynikiem zabiegów, jakim Mistrzowie poddają ciało brata - zwrócił się listownie o pomoc do Leadbeatera. Ten odparł:

Nie rozumiem tego straszliwego dramatu, przez jaki przechodzi nasz umiłowany Krishna, chciałbym jednak być o wszystkim często informowany, bo naprawdę bardzo mnie to niepokoi. Trudno uwierzyć, by cały ten straszliwy ból miał być dlań korzystny lub niezbędny.

Leadbeater wysłał do Ojai dr Rocke, lekarkę, która uzyskała już Wtajemniczenie, ta jednak niczego ustalić nie zdołała. Podczas jej pobytu K 11 kwietnia 1924 przekazał posłanie od samego, jak wierzono, Maitreji:

Moi synowie, cieszą mnie wasze wytrwałość i męstwo. To była długa walka, osiągnęliśmy zaś spory sukces. Choć pojawiły się liczne trudności, dość łatwo je pokonaliśmy. Wiele było rozdziałów w postępie ewolucji, a każde stadium ma swoje próby. Jest to dopiero początek licznych zmagań. Bądźcie równie mężni i z podobną gotowością znoście to w przyszłości (...). Tak tylko możecie nam pomóc.

Dalej Mistrz prosił m.in., by bracia pozostali jeszcze czas jakiś w Ojai. O "procesie" poinformowano przywódców Towarzystwa Teozoficznego i Zakonu Gwiazdy, wszyscy oni, a także naoczni świadkowie, przyrzekli nigdy nikomu z zewnątrz nie ujawnić poznanych faktów. Niestety, z wyjątkiem dr Rocke żaden lekarz czy psychiatra nigdy "procesu" nie badał. Można jedynie spekulować, czy był to przejaw epilepsji lub innej choroby psychicznej bądź neurologicznej, a może zaburzenia, w jakie popadł dwudziestokilkuletni mężczyzna żyjący w narzuconym mu przez teozoficznych opiekunów celibacie (co potwierdziły przeprowadzone po latach wywiady z bliskimi mu kobietami). Pupul Jayakar (zob. poniżej) zauważa silne pokrewieństwo relacji z "procesu" z klasycznymi opisami budzenia się kundalini, energii uśpionej w czakramach, którą wyzwala się praktykując m.in. jogę tantryczną. Sam Krishnamurti, co ciekawe, pod koniec życia czynił sugestie potwierdzające interpretację teozoficzną.

W czerwcu 1924 r. bracia przypływają do Europy, gdzie towarzyszą Annie Besant podczas szeregu teozoficznych imprez (na jedną z nich, do Paryża, polecieli po raz pierwszy w życiu samolotem). W połowie sierpnia odbył się w Ommen, na terenach przylegających do Zamku Eerde, Pierwszy Obóz Gwiazdy. Trwał dwa dni, uczestniczyło w nim około 500 osób mieszkających w namiotach i myjących się w rzece. Krishnaji przemawiał podczas wieczornych ognisk kładąc nacisk na potrzebę uczuć: by kroczyć po ścieżce Uczniostwa nie wystarczą koncepcje intelektualne, potrzeba energii, którą daje tylko miłość.

Od 18 sierpnia do 28 września K z bratem i małym gronem przyjaciół (m.in. Lady Emily z córkami Betty i późniejszą biografką K Mary) przebywa w hotelu w Pergine we Włoszech. "Proces" trwa przez niemal cały czas. Ponieważ część zebranych chciała potem wyjechać do Sydney, gdzie Leadbeater zgromadził wokół siebie grono młodych ludzi, którzy żyjąc w kierowanej przez niego wspólnocie czynili szybkie duchowe postępy, zwrócono się do Krishnaji z prośbą, by ich na tę okazję przygotował. W rezultacie przez trzy tygodnie co dzień rano, siedząc na ziemi pod jabłonią, nauczał o Mistrzach i o tym, jak im służyć, a także o konieczności duchowej przemiany, która jest "tak łatwa" i "tak zabawna", ale którą osiągnąć mogą tylko ci, którzy gotowi są w każdej chwili porzucić wszystko i wszystkich. Dziewczęta przekonywał, że tylko ludzka natura każe im wyjść za mąż i założyć dom - a tego nie da się pogodzić ze służeniem Mistrzowi.

W październiku Rajagopal powraca do Cambridge, by dokończyć przerwane studia prawnicze, bracia zaś w towarzystwie Helen, Lady Emily z córkami i paroma jeszcze osobami odpływają w kierunku Sydney. Po drodze zatrzymują się na kilka tygodni w Adyarze. Nitya, który wydawał się wyleczony, dostaje krwotoków, szybko więc wyjeżdża w zdrowsze okolice, podczas gdy K naucza podobnie jak w Pergine. W styczniu 1925 odwiedza Madanapalle, miejsce swoich urodzin, szukając miejsca odpowiedniego na założenie uniwersytetu. Znajduje takowe, ale realizację planów musi odłożyć na później. Podczas sennych wizji w tym okresie, jak wyznawał w listach, odwiedził samego Mahachohana by, w zamian za własne szczęście, prosić o zdrowie dla Nityi. Odpowiedź była pozytywna. Gdy jednak w marcu wyruszyli w dalszą drogę, stan chorego znacznie się pogorszył.

W Sydney, dokąd przybyli 3 kwietnia, czekał na Krishnaji amfiteatr na 2500 miejsc, specjalnie zbudowany nad brzegiem morza, aby tam we właściwym czasie Nauczyciel Świata objawił się ludziom. Nityę wysłano natychmiast w zdrowe okolice. Przybysze, zgodnie z oczekiwaniami, poczynają czynić szybkie postępy. Tymczasem K trzyma się cały czas na uboczu i odmawia udziału w obrzędach Liberalnego Kościoła Katolickiego.

Gdy Nitya poczuł się lepiej bracia odpływają do Ameryki. Gdy w lipcu dotarli w lipcu do Ojai, Krishnaji odwołał swój udział w Drugim Obozie Gwiazdy w Ommen. Tymczasem w Europie wybucha rebelia. Parę kilometrów od Ommen znajduje się miejscowość Huizen, gdzie mieściło się kierowane przez Wedgwooda europejskie centrum Liberalnego Kościoła Katolickiego. Przybył tam właśnie, ze swą młodą żoną Rukmini, Arundale i wkrótce zaczął przekazywać posłania od Mistrzów. Szybko zostaje księdzem, a w sierpniu biskupem. W tym czasie do Huizen przybywają Besant, Rajagopal - który po ukończeniu studiów poświęcił się pracy na rzecz Nauczyciela Świata - Emily Lutyens i inni. W ciągu paru dni Arundale i Wedgwood przechodzą - co przekazuje sam Arundale - trzecie i czwarte Wtajemniczenie, a osiągając stopień Arhata zrównują się z Besant i Leadbeaterem. Rukmini trzy pierwsze Wtajemniczenia zyskuje w ciągu trzech kolejnych dni. Również astralne ciało Krishnaji przybywa (bez wiedzy zainteresowanego) z Ojai do Huizen po czwarte Wtajemniczenie (podczas ceremonii, jak zaświadczał Arundale, prosił o zdrowie dla Nityi). W Heraldzie Arundale ogłasza artykuł, w którym stwierdza, że choć Krishnaji na Obóz do Ommen przyjechać nie może, to należy się spodziewać dużej liczby uczestników, skoro on i Besant będą obecni. Mało tego. Podczas swej ostatniej na Ziemi bytności (pod postacią Jezusa) Maitreja miał dwunastu apostołów - a więc i tym razem tylu mieć będzie. 10 sierpnia Arundale przekazuje nazwiska dziesięciu z nich: Besant, Leadbeater, Jinarajadasa, Arundale z żoną Rukmini, Wedgwood, Nitya, E. Lutyens, Rajagopal i Oscar Kölleström. Obóz rozpoczął się 11 sierpnia - i wtedy Besant nazwiska te ogłosiła publicznie. Trzy dni później, w dniu zamknięcia Obozu, piąte i ostatnie Wtajemniczenie, przekazane przez Arundale’a, otrzymali Besant, Leadbeater, Krishnamurti, Jinarajadasa, Wedgwood, Kölleström i Arundale. Oznaczało to osiągnięcie przez nich boskości. (Leadbeater spodziewał się, że on i Besant stopień taki osiągnąć będą mogli dopiero w następnym życiu, co do Krishnamurtiego sądził, że będzie tylko narzędziem, którym posłuży się Bóg).

Cała ta histeria poprzedzała Jubileuszowy Zjazd Towarzystwa Teozoficznego w Adyarze w 50 rocznicę założenia ruchu. Na Zjazd przyjeżdża K zapewniony, że Mistrzowie nie pozwolą Nityi umrzeć. Ale proszony o potwierdzenie autentyczności najnowszych przekazów milczy. W pierwszych dniach października dochodzi do spotkania Besant i Krishnaji z przyodzianymi w biskupie szaty Arundalem i Wedgwoodem. Sam Mahachohan, przez usta George’a, sforuje Krishnaji za jego sceptycyzm ostrzegając, że może w ten sposób zmarnować swoje szanse. Mało tego, uznanie najnowszych Wtajemniczeń i Apostołów jest warunkiem zachowania życia Nityi!

Wszyscy 8 listopada odpływają z Neapolu do Indii. Tego dnia K otrzymał telegraficzną wiadomość, że Nitya jest chory na grypę. 13-go w Port Said czekał nań telegram "Grypa jeszcze gorsza. Módl się za mnie". Nadal jednak wyraża silne przekonanie, że gdyby brat miał umrzeć, Mistrzowie nie pozwoliliby mu wyjechać z Ojai. 14 listopada Annie Besant osobiście przekazuje mu wiadomość, że Nitya poprzedniego dnia umarł.

Szok był straszliwy. Jak zapisał mieszkający z Krishnaji w jednej kajucie Shiva Rao, wiadomość o śmierci brata

(...) załamała go zupełnie; mało tego - cała jego filozofia życia - jego ślepa wiara w przyszłość nakreśloną przez Besant i Leadbeatera, w żywotną w tym rolę Nityi, wszystko to w tym momencie runęło. W nocy szlochał, jęczał i przywoływał Nityę, czasem w swym rodzinnym Tulungu, którym nie umiał mówić w stanie przytomności. Dzień po dniu czuwaliśmy nad nim, załamanym i pozbawionym złudzeń. Dzień po dniu wydawał się zmieniać, zbierać w garść w wysiłku, by stanąć twarzą w twarz z życiem - ale bez Nityi. Przechodził wewnętrzną rewolucję, znajdował nową moc.

Co się w ciągu tych dni w duszy K działo? Możemy się tego tylko domyślać, prawdopodobnie brzmi wyjaśnienie podane przez Pupul Jayakar: Od trzech lat przechodził tajemniczy proces, w trakcie którego przeżycia mistyczne mieszały się z fizycznym bólem. Poddając się opiniom teozoficznego otoczenia interpretował to jako spotkania, na płaszczyźnie astralnej, z Mistrzami, ból zaś jako skutek zabiegów przygotowawczych, jakim Mistrzowie poddawali jego ciało. Mało tego, zarówno podczas cierpień fizycznych, jak i podczas ekstazy Mistrzów faktycznie widywał. Ale pamiętajmy, że jako małe dziecko widywał, zasugerowany przez matkę, zmarłą siostrę, widywał też Sri Krisznę - takiego, jak na wiszących w domu świętych obrazach. W ogóle nie bardzo odróżniał w tamtych czasach jawę od snu. Gdy zaś zaadoptowała go Annie Besant, to zaczął widywać Mistrzów - takich, jacy namalowani byli na wiszących w Adyarze malowidłach. Buntował się wprawdzie przeciw temu, co w działalności teozofów uważał za profanację świętości, powątpiewał w autentyczność niektórych przekazów, ale, o ile możemy sądzić, nie wątpił w istnienie Mistrzów. Oni zaś obiecali mu, że Nitya nie umrze. Teraz, w obliczu śmierci, płaszczyzna fizyczna wzięła górę nad astralną, czy - jeśli kto woli - wydarzenia na jawie dowiodły fałszywości halucynacji. Tak czy inaczej nigdy już Mistrzów w swoich mowach nie wspomniał. Chyba właśnie podczas dziesięciodniowej żeglugi z Port Saidu do Indii ukształtował się fundament nauczania Krishnamurtiego: z duchowego punktu widzenia wszelkie wyobrażenia są bez wartości, przeciwnie, wikłają nas one w labirynt ułudy; wyzwolenie osiągamy przez zobaczenie tego, co jest.

Tak czy inaczej gdy 25 listopada 2025 r. wszyscy przybyli do Adyaru, Krishnaji był już kimś zupełnie innym. Twarz jego promieniała, nie było na niej ani śladu przejść sprzed paru dni. Wkrótce ogłasza na łamach Heralda tekst zawierający znamienne oświadczenie:

Na płaszczyźnie fizycznej mogliśmy zostać rozdzieleni, a teraz jesteśmy nierozdzielni (...) Bowiem mój brat i ja jesteśmy jednym. Jako Krishnamurti mam teraz większy zapał, większą wiarę, większe współczucie i większą miłość, bo teraz jest we mnie również ciało, Istota Nityanandy (...) Wiem, jak płakać w milczeniu, ale to rzecz ludzka. Wiem teraz z większą niż kiedykolwiek pewnością, że istnieje w życiu prawdziwe piękno, prawdziwe szczęście, którego nie może zniweczyć żadne zdarzenie fizyczne; wielka siła, której nie mogą osłabić przemijające fakty i wielka miłość, która jest trwała, nieprzemijająca i niezwyciężona.

W kilka dni później przybył Leadbeater, który powitał Krishnaji słowami: "Cóż, przynajmniej ty jesteś Arhatem". Autentyczności Wtajemniczeń przekazanych przez Arundale’a jednak nie potwierdził. Besant podejmuje rozpaczliwe próby pogodzenia zwaśnionych stron. Prowadzi Krishnaji któregoś dnia do pokoju, w którym siedzą Leadbeater, Jinarajadasa, Arundale i Wedgwood i pyta, czy uznaje ich za swoich uczniów, na co ten wprost oświadcza, że nie, z wyjątkiem może jej jednej. Godzi się jedynie na udział w kilku ceremoniach, wygłaszając przy okazji cykl mów opublikowanych wkrótce pt. Temple Talks.